– Ma wszystko, by zostać najlepszym piłkarzem w historii klubu – przekonuje Jamie Carragher.
Były reprezentant Anglii, a obecnie futbolowy ekspert nie mógł się nachwalić Belga po pierwszym meczu z Atletico, w którym De Bruyne strzelił zwycięskiego gola, przybliżającego drużynę do półfinału Champions League. Ważnych bramek w ostatnim czasie Belg zdobył jednak dużo więcej. W wygranym 1:0 meczu z Chelsea, w zakończonych zwycięstwem 4:1 derbach Manchesteru (dwa trafienia i asysta), wreszcie w niedzielę, gdy City po świetnym spotkaniu zremisowali 2:2 z Liverpoolem i utrzymali pozycję lidera Premier League.
Od dawna mówi się o nim, że jest graczem kompletnym, i nie są to pochwały na wyrost. Wachlarz jego atutów jest bardzo szeroki. Potrafi strzelić z bliska i z dystansu, ruszyć do przodu i wypracować sobie akcję, jak i odnaleźć się w polu karnym niczym rasowy snajper, zaskoczyć przeciwnika z rzutu wolnego i podać do kolegów tak, że pozostanie im tylko przystawić nogę.
Pep dał mu radę
Dla takich piłkarzy jak on przychodzi się na stadion. Na boisku widzi więcej niż inni. Formalnie jest rozgrywającym, ale Guardiola nieraz wystawiał go na środku ataku jako fałszywego napastnika. W tym sezonie zdobył już 14 bramek (11 w Premier League), jest na dobrej drodze, by pobić swój życiowy rekord (16). Zostało mu siedem meczów w lidze i kilka w pucharach.
Wiosna należy do niego, ale 2021 rok żegnał z ogromną ulgą. Wprawdzie awansował z Manchesterem do finału Ligi Mistrzów, ale w najważniejszym meczu sezonu, po zderzeniu z obrońcą Chelsea Antonio Ruedigerem, doznał wstrząśnienia mózgu, złamania kości twarzy i po godzinie musiał zejść z boiska.