Dymisja Hasiego, Łazienkowska się trzęsie

W Warszawie wróble ćwierkały, że mecz z Zagłębiem miał być pożegnaniem trenera Besnika Hasiego.

Aktualizacja: 18.09.2016 21:34 Publikacja: 18.09.2016 21:23

Konstantin Vassiljev (nr 5) poprowadził Jagiellonię do wysokiego zwycięstwa nad Śląskiem

Konstantin Vassiljev (nr 5) poprowadził Jagiellonię do wysokiego zwycięstwa nad Śląskiem

Foto: PAP, Maciej Kulczyński

W lidze wszyscy zamarli w oczekiwaniu na tąpnięcie w Warszawie. Po kompromitującej porażce 0:6 z Borussią Dortmund w zeszłą środę coraz częściej zaczęto powtarzać w kuluarach stadionu przy Łazienkowskiej, że dni Besnika Hasiego są policzone.

Na tyle, że wieczorny niedzielny mecz z Zagłębiem Lubin (który zakończył się po zamknięciu gazety – przyp. red.) miał być wedle dobrze poinformowanych ostatnim pod dowództwem Albańczyka. Niezależnie od rezultatu. Pierwsze plotki mówiły o tym, że zespół pogrążony w kryzysie sportowym, ale także z ogromnymi i widocznymi podziałami w szatni, przejmie Jacek Magiera.

To człowiek, który w Legii był z krótkimi przerwami od 1997 roku, gdy jako kapitan młodzieżowej reprezentacji trafił do Warszawy z Rakowa Częstochowa. Po zakończeniu kariery zawodniczej był asystentem kilku trenerów (od Dariusza Wdowczyka po Jana Urbana), a później został szkoleniowcem drugiego zespołu. Prezes Bogusław Leśnodorski – który sam przeżywa trudne dni, a Dariusz Mioduski wzywa go na łamach prasy do przemyślenia swoich błędów – mówił już kilka razy, że Magiera byłby idealnym kandydatem na szkoleniowca.

Ale dodawał też za każdym razem, że bez doświadczenia z samodzielnej pracy z seniorami nie ma szans, by Magiera z marszu objął pierwszą drużynę Legii. Przed sezonem więc były kapitan Legii objął Zagłębie Sosnowiec – klub ściśle z mistrzem Polski współpracujący.

Po dziewięciu kolejkach I ligi Zagłębie jest liderem tabeli z przewagą czterech punktów nad Sandecją Nowy Sącz. I chociaż klub z Sosnowca jest niemalże filią warszawskiej Legii, to nie jest wcale powiedziane, że tak łatwo pozwoli Magierze odejść. Sam szkoleniowiec, co zrozumiałe, odcina się od wszelkich spekulacji i zapewnia, że w ogóle sobie głowy objęciem mistrza Polski nie zawraca.

Inną opcją dla Legii jest kolejny trener zagraniczny – po Norwegu Henningu Bergu, Rosjaninie Stanisławie Czerczesowie i Albańczyku Hasim, szefostwo miało uznać, że kierunek wschodni sprawdził się najlepiej i to za wschodnią granicą przygląda się kilku kandydatom.

Jeszcze inni twierdzą jednak, że w Warszawie już od dłuższego czasu trwają przymiarki do zatrudnienia Michała Probierza. Jeśli mecz ze Śląskiem Wrocław miał być ostatecznym sprawdzianem tej kandydatury, to próba generalna wypadła okazale. Jagiellonia pewnie pokonała we Wrocławiu gospodarzy aż 4:0. Siódmą bramkę w sezonie strzelił Estończyk Konstantin Vassiljev, dla którego jak na razie jest to najlepszy sezon w karierze. Już w połowie września ma tyle samo bramek na koncie co w poprzednich rozgrywkach. Jeśli utrzyma tę skuteczność, nawiąże do czasów, gdy jeszcze w Levadii Tallin zdobył 18 goli, prowadząc klub do mistrzostwa kraju.

Probierz do Legii może mieć jednak daleko, mimo iż należy z całą pewnością do czołówki polskich szkoleniowców. Wszystko dlatego, że mecze Jagiellonii na stadionie przy Łazienkowskiej zawsze obfitowały w mnóstwo złych emocji, były prowokacje, bójki, obsceniczne gesty i litanie pretensji szkoleniowca do sędziów. Wieść gminna głosi, że Probierz tak nie lubi warszawskiego klubu, że zabronił swoim zawodnikom głosować na piłkarzy Legii w plebiscycie przeprowadzanym wśród piłkarzy ekstraklasy podsumowującym zeszły sezon.

Jagiellonia od lat przeżywa prawdziwą huśtawkę i działa w cyklu dwuletnim. Sukces za każdym razem kończy się wyprzedażą najlepszych piłkarzy, a Probierz musi od nowa konstruować zespół, dobierać sobie wykonawców, wpajać im swój styl i filozofię gry. W tym okresie przejściowym klub z Podlasia dołuje, pojawia się widmo zwolnienia trenera, ale Probierz się broni i już od następnego sezonu Jagiellonia znów należy do czołówki ligi. Nie inaczej jest w tym cyklu – klub z Podlasia w zeszłym sezonie ratował się przed spadkiem, teraz po dziewięciu kolejkach jest liderem ligi.

W czołówce jednak ścisk straszny. Tyle samo punktów (19) ma prowadzona przez Czesława Michniewicza Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Klub z małopolskiej wsi ma w tym sezonie już na rozkładzie: mistrza Polski Legię, czwartą drużynę poprzedniego sezonu Cracovię, pokonał Lechię, a Lech był w stanie tylko zdobyć punkt w Niecieczy. Teraz na drodze zawodników stanął Ruch Chorzów i wystarczyła jedna bramka Vladislavsa Gutkovskisa (piąty gol), by trzy punkty pojechały do Niecieczy.

Najtrudniejsze zadanie z liderujących ekip miała Lechia Gdańsk, która podejmowała u siebie Lecha Poznań. Piłkarze Neneda Bjelicy podeszli do rywalizacji niezwykle ambicjonalnie. Już w pierwszej połowie 17 fauli (przy pięciu rywala). Pierwsi bramkę zdobyli goście (Marcin Robak), ale Lechia trzy minuty później wyrównała (Marco Paixao). Mecz był wyrównany, ale gospodarze mieli więcej szczęścia. O ich zwycięstwie zadecydowała bramka samobójcza na trzy minuty przed końcem gry.

Piłka nożna
Zamieszanie wokół finału Pucharu Króla. Dlaczego Real Madryt groził bojkotem?
Piłka nożna
Będzie nowy trener Legii? Pojawia się coraz więcej nazwisk
Piłka nożna
W sobotę Barcelona - Real o Puchar Króla. Katalończyków zainspirować ma Michael Jordan
Piłka nożna
Zbliża się klubowy mundial w USA. Wakacji w tym roku nie będzie
Piłka nożna
Żałoba po śmierci papieża Franciszka. Co z meczami w Polsce?