„Galaktyczny", „atomowy", „gotowy na odebranie Messiemu korony króla światowego futbolu". Lektura prasy francuskiej (i nie tylko) nie pozostawia złudzeń, kto był bohaterem pierwszego wieczoru Champions League po zimowej przerwie.
„Le Parisien" pisze, że Mbappe dał na Camp Nou przedstawienie z innej planety. „L'Equipe" nie ma wątpliwości, że był to jego najlepszy występ w europejskich pucharach. Nie może być inaczej, skoro ostatnim człowiekiem, któremu udało się strzelić Barcelonie trzy gole na wyjeździe, był Andrij Szewczenko (Dynamo Kijów). To zdarzyło się w 1997 roku, ale w fazie grupowej. W rundzie pucharowej nie dokonał tego nikt. „Przez Camp Nou przeszedł huragan i doprowadził Barcę do upadku" – skomentował porażkę Katalończyków (1:4) „Mundo Deportivo".
– Wygraliśmy w wielkim stylu, ale jeszcze nie awansowaliśmy – zauważa skromnie Mbappe, choć swoim występem przyćmił piłkarskiego boga. I zrobił to w jego świątyni. „Messi? Nie, prawdziwym fenomenem jest Mbappe" – zachwyca się „Gazzetta dello Sport", sugerując, że jesteśmy świadkami symbolicznej zmiany warty.
Śladami Henry'ego
Messi i Ronaldo, jakkolwiek skrupulatnie by o siebie dbali, czasu nie oszukają. Pierwszy skończy w czerwcu 34 lata, drugi obchodził niedawno 36. urodziny. A Mbappe przed Bożym Narodzeniem zdmuchnął na torcie dopiero 22 świeczki i może błyszczeć przez kolejną dekadę.
– Ja tylko pomagam Neymarowi. To on jest centrum tego projektu – opowiadał w rozmowie z „France Football". Ale Brazylijczyka we wtorek zabrakło w składzie Paris Saint-Germain, leczy kontuzję, a Mbappe wziął całą odpowiedzialność na własne barki. Strzelał, dryblował, rozgrywał, był nie do zatrzymania dla defensywy Barcelony. W internecie furorę robi zdjęcie, na którym wracający po kontuzji Gerard Pique nie nadąża za Mbappe i próbuje go powstrzymać, szarpiąc bezradnie za koszulkę.