– Czuję się tu jak w domu. Choć powstał nowy stadion, to mam wrażenie, że Łódź opuściłem tydzień temu. Nie zapomnę, jak kiedyś, po meczu wyjazdowym, o godz. 1 w nocy czekało na nas sześć tysięcy kibiców. Nie doświadczyłem tego nigdzie indziej i chciałbym to przeżyć jeszcze raz – wspominał Franciszek Smuda po podpisaniu umowy, która ma obowiązywać przynajmniej do czasu, aż Widzew awansuje do ekstraklasy.
Łódzki zespół występuje dziś w trzeciej lidze (czwarty szczebel rozgrywek), ale Smuda przekonuje, że nad propozycją nie zastanawiał się długo. Przyznaje, że o rywalach wie niewiele. Rozpracowywanie Huragana Morąg, GKS Wikielec czy Pelikana Łowicz to zupełnie inna bajka niż analiza gry Borussii Dortmund czy Atletico, z którymi Widzew pod wodzą Smudy mierzył się dwie dekady temu w Lidze Mistrzów.
Na drodze do awansu (do drugiej ligi wejdzie tylko jedna drużyna) staną też jednak starzy znajomi - Polonia Warszawa czy rezerwy Legii (dawny klasyk już na początku września).
Ubiegły sezon nie był dla Smudy udany. Spadł z ekstraklasy z Górnikiem Łęczna, rozwiązał kontrakt ze względów finansowych.
W tym samym czasie Widzew zakończył rozgrywki trzeciej ligi na najniższym stopniu podium. Nowy sezon zaczął od wyjazdowej porażki z beniaminkiem Victorią Sulejówek (1:2). W sobotę, już ze Smudą na trenerskiej ławce, zagra przed własną publicznością ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Trybuny wypełnią się zapewne do ostatniego miejsca. Kibice wykupili już 16 tys. karnetów, bijąc krajowy rekord.