268. gol Lewandowskiego rodził się w bólach. Werder to jeden z jego ulubionych rywali, ale piłka jak na złość nie chciała wpaść w sobotę do siatki. Polak obijał słupki i poprzeczkę, ale nieudane próby i brudne chwyty przeciwników (podbite oko) nie zniechęcały go do dalszych starań.
Cierpliwość została wynagrodzona w 67. minucie. Po rzucie rożnym obrońcy gospodarzy nie umieli wybić piłki, odbiła się ona od ramienia Leona Goretzki i kilka metrów przed bramką spadła pod nogi Lewandowskiego. Grzechem było nie skorzystać z prezentu. Bayern wygrał w Bremie 3:1.
Polski as wciąż ma szansę zostać pierwszym zawodnikiem w dziejach Bundesligi, który w jednym sezonie trafiał do bramki w meczach ze wszystkimi ligowymi rywalami (ostatni przeciwnik na jego liście to RB Lipsk – wyjazdowe spotkanie 3 kwietnia), ale – co najważniejsze – po niespełna 11 latach gry na niemieckich boiskach zrównał się z wiceliderem klasyfikacji wszech czasów Klausem Fischerem. Przed nim jest już tylko Gerd Mueller (365 goli). Czy starczy mu zdrowia i czasu, by uporać się także z tym rekordem?
Jeszcze dwa–trzy lata temu nikt nie śmiałby postawić takiego pytania. Dziś, patrząc na średnią bramek Lewandowskiego z ostatnich sezonów, ta dyskusja nie jest pozbawiona sensu. Gdyby Polak utrzymał formę i nadal unikał kontuzji, za trzy–cztery lata mógłby się zbliżyć do legendy.
Na razie Lewandowski spróbuje wymazać z ksiąg inny rekord Muellera – 40 trafień w sezonie. Plan ciągle jest realny, kapitan reprezentacji Polski ma 32 gole i dziewięć kolejek na jego realizację.