Jose Mourinho: Palec w oko, prztyczek w nos

Jest największym, trenerskim chuliganem. Nie wytrzyma, jeśli kogoś nie zaczepi i nie potrąci. Jose Mourinho znów zaatakował, a cel wybrał precyzyjnie.

Aktualizacja: 16.01.2018 14:12 Publikacja: 16.01.2018 14:05

Jose Mourinho: Palec w oko, prztyczek w nos

Foto: AFP

Jedni mówią „wyjątkowy”. Inni pewnie stwierdzą, że to „buc” i „megaloman”. Z jednej strony Portugalczyk potrafi być czułym i kochającym mężem i ojcem rodziny, który idzie z dziećmi zimą przed Bożym Narodzeniem na łyżwy i całuje żonę patrząc, jak jeżdżą pociechy. Z drugiej strony siedzi w nim diabeł, który ciągle wywołuje konflikty, a potem z lubością je pielęgnuje. To o tyle dziwne, że zazwyczaj trenerzy starają się nawzajem wspierać wiedząc, że dzielą wspólny los.

Walczył już z wieloma, znanymi trenerami i klubami w Anglii oraz Hiszpanii, gdzie pracował. Zaczepiał Arsene'a Wengera i Rafę Beniteza. Po jednym z pojedynków Realu z Barceloną wdał się w przepychankę z Tito Vilanovą i wsadził mu palec w oko. Po wyeliminowaniu Barcelony w półfinale Ligi Mistrzów ostentacyjnie się cieszył, a obsługa stadionu włączyła zraszacze, przeganiając piłkarzy i sztab Interu do szatni. Mourinho kiedyś pracował w Barcelonie – tam sukcesu nie odniósł, ale też nigdy niepowodzenia nie zapomniał.

Śmiał się z Claudia Ranieriego. Teraz wziął na cel obecnego trenera Chelsea Antonio Conte. Ile jest w tym temperamentu Portugalczyka, a ile przemyślanej strategii, która ma przeszkadzać i dekoncentrować rywali oraz odwracać uwagę od ewentualnych problemów w drużynie, którą aktualnie Mourinho prowadzi.

Ostatnio wziął na cel Włocha Conte, który prowadzi Chelsea. Z tym londyńskim klubem Mourinho był związany dwukrotnie, tutaj stał się międzynarodową gwiazdą, tutaj miał przejść do historii i chociaż zdobył kilka trofeów, w tym trzy razy mistrzostwo Anglii, to cierń w sercu pozostał. Nigdy nie wygrał z Chelsea Ligi Mistrzów, a właśnie po to sprowadził go Roman Abramowicz.

Portugalczyk już na starcie dostał wielki budżet na transfery, wydawało się, że zostawi Europę w tyle. Udało mu się zdystansować konkurencję na Wyspach. Przychodził w glorii najlepszego trenera w Europie, od początku wyśmiewał poprzednika Ranieriego, że ten nigdy nie nauczył się poprawnie mówić po angielsku, ale w Lidze Mistrzów nigdy nie awansował nawet do finału.

Teraz może się to udać Chelsea pod wodzą Antonio Conte, a jeszcze niedawno Mourinho pracował przy Stamford Bridge. Kiedy kibice Chelsea zaczęli śpiewać „już nie jesteś the Special One”, to Portugalczyk uniósł w górę trzy palce, żeby przypomnieć, ile tytułów zdobył dla Londynu. To było jeszcze w zeszłym sezonie. Teraz, podczas jednej z konferencji prasowych, Mourinho wypalił, że „jedno jest pewne, on nigdy nie będzie oskarżony o ustawianie meczów.”

To był atak na Conte, który kiedyś został oskarżony o ustawianie spotkań Sieny, ale jego karę w 2016 roku anulowano. Włoch odpowiedział, że Mourinho jest „małym człowiekiem i kłamcą”, a jego obrona Ranieriego, po zwolnieniu Leicester, była nieszczera.

Zazdrość i rozbuchane ego Mourinho to tylko jeden z tropów, ale jeśli brać pod uwagę, kogo i w jakich okolicznościach podgryzał wcześniej Portugalczyk, to wygląda to na starannie przemyślaną strategię. Manchester United, prowadzony przez Portugalczyka i Chelsea są w tabeli sąsiadami, i to między tymi drużynami rozstrzygnie się zapewne walka o wicemistrzostwo (Manchester City Pepa Guardioli wydaje się być poza zasięgiem). Może więc warto rozsierdzić najgroźniejszego rywala i sprawić, by zamiast chłodnej kalkulacji włączył emocje? Mecz między obiema drużynami odbędzie się 25 lutego. Warto już teraz budować przewagę psychologiczną.

Tak zresztą, było już w 2005 roku, kiedy najgroźniejszym rywalem Chelsea wydawał się Arsenal. Przed startem rozgrywek Mourinho stwierdził, że kalendarz sprzyja drużynie Arsene’a Wengera i na odpowiedź nie musiał długo czekać. Usłyszał, że jego zespoły tylko się bronią i Portugalczyk najchętniej ustawiłby w bramce autobus. Mourinho nazwał Wengera „podglądaczem”, który interesuje się przesadnie życiem innych. Wenger odpowiedział, że „sukces czyni głupich czasami jeszcze głupszymi”.

Kibice i dziennikarze mieli tematy do rozmów, a na kolejne konferencje prasowe czekało się z wypiekami na twarzy. Mourinho mógł się pod nosem uśmiechać. Arsenal po raz ostatni zdobył mistrzostwo w roku 2004. A potem na Wyspy Brytyjskie zstąpił Portugalczyk.

Jedni mówią „wyjątkowy”. Inni pewnie stwierdzą, że to „buc” i „megaloman”. Z jednej strony Portugalczyk potrafi być czułym i kochającym mężem i ojcem rodziny, który idzie z dziećmi zimą przed Bożym Narodzeniem na łyżwy i całuje żonę patrząc, jak jeżdżą pociechy. Z drugiej strony siedzi w nim diabeł, który ciągle wywołuje konflikty, a potem z lubością je pielęgnuje. To o tyle dziwne, że zazwyczaj trenerzy starają się nawzajem wspierać wiedząc, że dzielą wspólny los.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Kolejny kandydat na trenera odmówił Bayernowi
Piłka nożna
Ostatnia szansa, by kupić bilety na Euro 2024. Kto pierwszy, ten lepszy
Piłka nożna
Mecz życia na Stadionie Narodowym. Wysoka stawka finału Pucharu Polski
Piłka nożna
Borussia Dortmund skarciła gwiazdy PSG
Piłka nożna
Niemiecka i hiszpańska prasa po Bayern - Real. "Nierozstrzygnięta bitwa w Monachium"
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił