Rzadko kiedy cały kraj interesuje się meczem dwóch przeciętnych drużyn. Niedzielne spotkanie Ruchu Chorzów i Górnika Zabrze reklamowano jednak od kilku miesięcy, a że zorganizowano je nie na małym i niespełniającym standardów stadionie przy ulicy Cichej, ale na Stadionie Śląskim, na trybunach pojawiło się ponad 40 tysięcy widzów. To rekord frekwencji od 24 lat.
Już kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem miasto pełne było kibiców. Ci z Zabrza przyjechali specjalnymi pociągami, a później wynajętymi autokarami przy zamkniętych ulicach przewiezieni zostali na stadion. Mimo że orkan Emma, który na Śląsku poprzedniej nocy poczynił olbrzymie szkody, ciągle dawał o sobie znać, niektórzy – nie zważając na ulewny deszcz i wiatr – jechali nawet na dachach samochodów. Stadion, który od kilkunastu lat ożywał tylko przy meczach reprezentacji, tym razem kipiał. Również dlatego, że w Polsce dawno nie wpuszczono tak wielu fanów gości. Górnika wspierało ich blisko 13 tysięcy.
Ruch i Górnik to drużyny, które po 14 razy cieszyły się z mistrzostwa Polski, a jeszcze niedawno były porównywalnie biedne. Koniec PRL, a co za tym idzie kres finansowania przez kopalnie, był bolesny. Górnik ostatni raz wygrał ligę w 1988 roku, Ruch rok później. Od tamtej pory było coraz gorzej. Kiedyś ludzi na trybuny przyciągały gwiazdy, teraz już raczej tradycja, ale jak się okazało w niedzielę, wystarcza to do świetnej promocji ligi.
Spośród 429 dziennikarzy akredytowanych na spotkanie kilkudziesięciu przyjechało z zagranicy. Niemcy bez wahania porównywali mecz do derbów Zagłębia Ruhry – Schalke 04 Gelsenkirchen z Borussią Dortmund. Po raz kolejny się okazało, że aby produkt był atrakcyjny, musi być przede wszystkim ładnie opakowany i mieć efektowną nazwę. A nazwa "Wielkie Derby Śląska", mecz najbardziej utytułowanych drużyn, w których grali kiedyś tacy piłkarze jak Włodzimierz Lubański czy Gerard Cieślik – to reklama wystarczająca. Obaj panowie zostali zresztą przed meczem gorąco przywitani. Warto dodać, że obaj byli gośćmi Ruchu, bo Lubański w Górniku, mimo że w derbach strzelił najwięcej, bo aż 18 goli, nie jest zbyt mile widziany.
Niedzielne spotkanie nie było meczem gwiazd, ale okazało się jednak, że pełne trybuny potrafią uskrzydlić nawet zawodników przeciętnych. Warunki do gry były fatalne, deszcz przestał padać tylko na kilka minut, a jednak w Chorzowie można było zobaczyć dobrą piłkę. Górnik był faworytem, bo miał w kadrze kilku piłkarzy, których Leo Beenhakker powołuje do reprezentacji. Konrad Gołoś, Michał Pazdan i Tomasz Zahorski nie potrafili jednak wziąć na siebie odpowiedzialności za grę, a najlepszy w drużynie gości był zdobywca jednej z bramek 37-letni kapitan reprezentacji olimpijskiej z 1992 roku Jerzy Brzęczek.