Ryzykowna praca

Sam Allardyce z Newcastle to już ósmy trener, który w tym sezonie Premiership stracił pracę. Dawniej byłoby to nie do pomyślenia.

Publikacja: 12.01.2008 01:28

Latem 2006 roku Allardyce był jeszcze jednym z kandydatów na stanowisko trenera angielskiej reprezentacji. Przegrał jednak ostatecznie ze Steve’em McClarenem – też już zwolnionym z pracy.

Blisko połowa klubów Premiership ma innego trenera niż ten, z którym zaczynała sezon. Pracę stracili Jose Mourinho w Chelsea, Sammy Lee w Boltonie, Martin Jol w Tottenhamie, Chris Hutchings w Wigan, Steve Bruce w Birmingham, Billy Davies w Derby i Lawrie Sanchez w Fulham.

To wszystko dzieje się w lidze, która słynęła z tego, że jej kluby zatrudniają trenerów na lata i pozwalają im budować zespoły. Tak było jeszcze niedawno. Allardyce przyszedł do Newcastle z Boltonu, gdzie przepracował osiem lat. W nowej pracy podpisał kontrakt na trzy sezony, a zwolniono go w połowie pierwszego, bo drużyna przegrała trzy z czterech ostatnich spotkań. To bardziej pasowałoby do Włoch czy Hiszpanii, o Polsce nie wspominając.

George Gillett nie wiedział nawet, jak nazywa się klub, który właśnie kupił. Był przekonany, że Liverpool Reds

Akurat Newcastle to nie najlepszy przykład na zmianę obyczajów w angielskim futbolu, bo tam kontynentalna moda na zwalnianie trenerów dotarła już wcześniej. W ciągu ostatnich czterech lat pracowało ich w tym klubie czterech.

Tylko sir Bobby Robson miał komfort, spędził tam bowiem pięć sezonów, co przyjmowano z uznaniem dla odporności tego wybitnego trenera, biorąc pod uwagę urodę i atrakcyjność Newcastle, przy których Katowice są wyspą Bali. Ruud Gullit wytrzymał tylko jeden sezon, a Graeme Souness – niecałe dwa.

Drugi powód szybkiego pożegnania z Allardyce’em to zmiana właściciela klubu. Kto inny trenera zatrudniał, a kto inny zwalniał. Do pracy przyjmował go prezydent Freddy Shepherd, który jednak odsprzedał swoje udziały w Newcastle 44-letniemu Mike’owi Ashleyowi.

Ashley zakończył edukację na szkole średniej, a potem oddał się już tylko biznesowi. Zaczynał od sklepików sportowych w Londynie i jego okolicach, a z czasem wykupił znaną sieć sklepów Lillywhites oraz wytwórnie sprzętu tenisowego Donnay i Dunlop Slazenger. Ma udziały w Lonsdale produkującym sprzęt dla bokserów i w potężnym Umbro. W swoich fabrykach w Irlandii, Belgii i Słowenii zatrudnia ponad 20 tys. osób. “Sunday Times” sklasyfikował go na 25. miejscu wśród najbogatszych ludzi Wielkiej Brytanii za rok 2007, z majątkiem blisko 2 mld funtów. Newcastle kupił za 134 mln funtów i może w nim robić, co chce. Nie przestał być kibicem. Na mecze zakłada koszulkę klubową z numerem 17. Kiedy jesienią Newcastle grał w Sunderland, Ashley usiadł w tej koszulce między kibicami swojego klubu, a w przerwie wywołał mały skandal, kiedy chciał kupić po piwie dla każdego z nich. Jeździ aston martinem, ale chodzi w dżinsach i T-shircie nawet na spotkania biznesowe, dokumenty nosi zaś w plastikowej reklamówce.

Ashley jest nowym typem biznesmena – właściciela klubu. Szokują oni zachowaniem, manierami i szastają pieniędzmi. Też chcą być gwiazdami i bardzo szybko nabierają przekonania, że na piłce znają się lepiej od trenerów.

Dawniej szefowie nawet największych klubów trzymali się w cieniu. Kto pamięta, jak nazywał się prezydent Manchesteru United, kiedy ta drużyna zdobywała Puchar Europy w roku 1968, czy Celticu – zwycięzcy sezon wcześniej? Pamięta się piłkarzy i wielkich trenerów – Matta Busby’ego i Jocka Steina. Częścią historii futbolu stali się menedżerowie Liverpoolu Bill Shankly i Bob Paisley.

Dawniej szefowie klubów zatrudniali menedżerów, dając im pełnię władzy w sprawach sportowych i transferowych. Brali fachowców, którzy wiedzieli, kogo do drużyny sprowadzić i jak ją przygotować. Rozumieli, że nie można oceniać pracy trenera po kilku miesiącach, i nie żądali sukcesów w rok. Matt Busby budował kilka drużyn Manchesteru United przez 25 lat, a teraz jego pomnik zdobi stadion Old Trafford, do którego prowadzi Matt Busby Way. Od roku 1903, czyli przez nieco ponad 100 lat, w Manchesterze pracowało zaledwie 16 trenerów.

Alex Ferguson będzie w tym roku obchodził 22. rocznicę podpisania kontraktu i klub dobrze na tym wychodzi, mimo że przez pierwsze cztery lata trenerowi nie bardzo się wiodło.

Od roku 1892, a więc przez lat 115, Liverpool także zatrudniał zaledwie 16 menedżerów. Przynieśli mu 18 tytułów mistrza Anglii, siedmiokrotny triumf w rozgrywkach o Puchar Anglii, pięć zwycięstw w walce o europejski Puchar Mistrzów i kilka innych znaczących sukcesów. Bill Shankly (15 lat pracy na Anfield Road) i Bob Paisley (dziewięć lat) stali się symbolami brytyjskiego futbolu.

Jock Stein spędził w Celticu Glasgow 13 lat i doprowadził go (jako pierwszy klub z Wysp Brytyjskich) do Pucharu Mistrzów. Tak powstawały legendy, których kontynuatorami są dziś Alex Ferguson w Manchesterze Utd. i Arsene Wenger w Arsenalu (od 1996 r.). Ale to już wyjątki.

Od kiedy bracia Bryan, Avram i Joel Glazerowie wykupili Manchester Utd., atmosfera na Old Trafford też się popsuła. Nie jest tam już jak w angielskiej rodzinie.

Podobnie w Liverpoolu. Rafael Benitez jest jednym z najlepszych menedżerów świata, ale wciąż musi udowadniać, że zna się na swojej robocie, aby przekonać nowych amerykańskich właścicieli klubu do swoich racji.

Jeden z nich – George Gillett – tak się zna na europejskim futbolu, że nie wiedział nawet, jak nazywa się klub, który właśnie kupił. Był gotów się założyć, że Liverpool Reds. Z takimi właścicielami trenerzy nie mogą być pewni dnia ani godziny.

Latem 2006 roku Allardyce był jeszcze jednym z kandydatów na stanowisko trenera angielskiej reprezentacji. Przegrał jednak ostatecznie ze Steve’em McClarenem – też już zwolnionym z pracy.

Blisko połowa klubów Premiership ma innego trenera niż ten, z którym zaczynała sezon. Pracę stracili Jose Mourinho w Chelsea, Sammy Lee w Boltonie, Martin Jol w Tottenhamie, Chris Hutchings w Wigan, Steve Bruce w Birmingham, Billy Davies w Derby i Lawrie Sanchez w Fulham.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Piłka nożna
Liga Konferencji. Legia pokonała Chelsea, miła niespodzianka w Londynie
Piłka nożna
Liga Konferencji. Jagiellonia się nie poddała, Betis krok od finału we Wrocławiu
Piłka nożna
Liga Mistrzów: Zamach na tron się powiódł, Europa czeka na nowego króla
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Real abdykował, znamy pary półfinałowe
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Piłka nożna
Barcelona i Wojciech Szczęsny nie są już niezwyciężeni. To sygnał ostrzegawczy