Rz: Wyrównujący gol w Białymstoku to najpiękniejsza bramka w pana karierze?
Jan Woś: Na pewno najważniejsza. W pewnym momencie mieliśmy już przed oczami drugą ligę. Jagiellonia grała bardzo słabo, a mimo to prowadziła. Pomyślałem sobie, że jak i teraz damy się pokonać, to już do końca sezonu losu nie odmienimy. Strzeliłem jedną bramkę, drugą, wygraliśmy pierwszy raz od półtora miesiąca. Wreszcie i my mamy się czym cieszyć. Jechaliśmy do Białegostoku dziesięć godzin, a dłużyło się jak dwadzieścia. W drodze powrotnej czas jakoś przyspieszył.
Strzeliłem jedną bramkę, drugą... Mówi pan tak, jakby co tydzień zdobywał gole z woleja a la Zidane.
Na treningach strzelam takie często, mamy ze Sławomirem Szarym jedno wyćwiczone zagranie. Tym razem akurat podawał mi Jakub Biskup i zrobił to idealnie.
O Biskupie ostatnio było głośno, ale nie z powodu podań, tylko bójki z trenerem Januszem Białkiem w przerwie meczu z Lechem.