Lepiej dać kilka dni prawnikom na zastanowienie się, jak wybrnąć z sytuacji, niż zamknąć oczy i brnąć do przodu byle tylko dotrzymać wszystkich ustalonych terminów. Rok temu ekstraklasa właśnie tak zrobiła i sama podrzuciła sobie gorący kartofel, gdy tuż po starcie sezonu zdegradowano Zagłębie Sosnowiec. Jeśli ostatni sezon przypominał spacer po ruchomych piaskach, to następny, gdyby jednak ruszył w piątek, byłby już wyprawą na pole minowe.
Najgorsze jest to, że opóźnienie inauguracji, choć rozsądne, żadnego problemu nie rozwiązuje. Może się okazać, że pierwsza kolejka nie będzie ostatnią odwołaną. Liga nie jest już w rękach PZPN ani Ekstraklasy. Zależy teraz od dobrej woli Trybunału PKOl (czy zgodzi się rozpatrzyć sprawę Zagłębia Lubin w przyspieszonym trybie, na co nalega PZPN), albo od Sądu Najwyższego (jak najszybsze rozpatrzenie wniosku o kasację wyroku). Ten tydzień opóźnienia może potrwać znacznie dłużej.