Mistrzowie Polski do Warszawy przylecieli już w czwartek, kilkanaście godzin po przegranym przez nokaut meczu z Barceloną (0:4 i ani jednego strzału na bramkę przeciwnika). To mogło mieć wpływ na ich psychikę. Na wszystkich, ale nie na Pawła Brożka. Jedynego, który podejmował walkę na Camp Nou i o porażce najszybciej zapomniał.
Brożek w aktualnej formie to dowód, jak bardzo piłkarz może dojrzeć w ciągu kilku miesięcy. Król strzelców poprzedniego sezonu na mistrzostwa Europy nie pojechał, klubu na zagraniczny też nie zmienił, ale do nowego sezonu przygotował się tak, jakby chciał udowodnić, że na to wszystko zasłużył.
Leo Beenhakker da mu zapewne kolejną szansę, bo będzie go korciło, by przekonać się na własne oczy, czy ten zawodnik rzeczywiście potrafi błyszczeć jedynie na tle klubowych kolegów. Kolegów, którzy bez Brożka w Warszawie ze zwycięstwem mogliby mieć problemy.
Tomas Jirsak – przed sezonem przedstawiany jako główne ogniwo taktyki Macieja Skorży – po raz kolejny zaczął mecz na ławce rezerwowych, a jedynemu uczestnikowi Euro Wojciechowi Łobodzińskiemu dużo brakuje do formy z Zagłębia. Mimo to Wisła wygrała 2:0. Według trenera gospodarzy Jacka Zielińskiego z Polonii za szybko zrobiono bohaterów. – Remis z Legią na inaugurację, o czym przekonał późniejszy mecz tej drużyny w europejskich pucharach, nie był wielkim wyczynem – mówił w sobotę na konferencji prasowej.
W Polonii bohaterów rzeczywiście zabrakło. Występ Radosława Majewskiego zapamiętany zostanie głównie dzięki efektownemu upadkowi w kałużę po zderzeniu z Radosławem Sobolewskim. Gole dla gospodarzy miał zdobywać Krzysztof Gajtkowski – jeden z najbardziej przereklamowanych napastników ligi, który w dwóch poprzednich sezonach strzelił ich zaledwie sześć. Nic dziwnego więc, że Polonia przegrała.