Rz: Wierzył pan, że dostanie jeszcze szansę od Leo Beenhakkera?
Paweł Brożek: Wierzyłem w to powołanie. Uważam, że wybrałem jedyną drogę, by zwrócić na siebie uwagę. Wziąłem się do pracy w klubie, bo przecież do reprezentacji trafia się za dobrą grę w lidze. Jestem we Wronkach, więc metoda okazała się skuteczna. Czy można już tak górnolotnie mówić o tym, że nadszedł mój czas – trudno powiedzieć. Muszę to potwierdzić na boisku, a nie w rozmowach z dziennikarzami.
Wcześniej nie cieszył się pan zaufaniem Beenhakkera. Dlaczego trener zmienił zdanie?
Po sezonie, w którym Wisła Kraków zajęła ósme miejsce, powoli zacząłem się odbudowywać fizycznie i psychicznie. Może wtedy nie byłem jeszcze w formie, a już na pewno nie pasowałem trenerowi do koncepcji. Bramki strzelał Ebi Smolarek, w świetnej formie był Radek Matusiak, a kadra nie może przecież składać się z samych napastników. Zawsze marzyłem o grze w reprezentacji, ale ciągle czegoś brakowało. Teraz Beenhakker mówi, że zmieniłem styl gry, i ja się z tym zgadzam. Jestem zupełnie innym zawodnikiem niż dwa lata czy rok temu.
A może trenerowi nie chodziło tylko o to, co na boisku?