Słowacja pokonała Irlandię Północną 2:1 i jest pierwszym liderem, ale jak pokazał ten mecz, w grupie 3. może prowadzić każdy W Bratysławie obie drużyny walczyły ze swoimi zmorami. Słowacy męczyli się w ostatnich latach, grając u siebie, w poprzednich eliminacjach pokonali na własnym stadionie tylko Cypr i San Marino. Irlandia Północna najchętniej w ogóle nie ruszałaby się z Belfastu.

Ta drużyna cierpi na piłkarską chorobę lokomocyjną. Na Windsor Park potrafi pokonać Anglię, Hiszpanię, Szwecję, a z dala od tego stadionu wygrywa raz na kilka lat. Ma jeszcze inną złą tradycję: porażek w meczach rozpoczynających eliminacje. W Bratysławie obie złe serie zostały przedłużone.

Wszystkie gole strzelili Słowacy, tyle że jednego własnemu bramkarzowi. Jan Durica tak wybijał piłkę, że trafił do własnej bramki. Ten mecz wcale nie musiał się tak skończyć, trener Nigel Worthington wyjeżdżał ze stadionu rozżalony. Na piłkarzy, którzy źle się ustawiali przy stałych fragmentach gry, na rywala i na los, bo zdaniem trenera jego drużyna mimo wszystko zasłużyła przynajmniej na jeden punkt. Irlandczycy stworzyli sobie sporo sytuacji, w jednej domagali się rzutu karnego, gdy po strzale Chrisa Bairda piłka trafiła w ramię słowackiego obrońcę. Jeszcze w ostatniej minucie mogli wyrównać. Uderzenie głową George’a McCartneya świetnie obronił Stefan Senecky.

Słowacy mieli przewagę i dwóch bardzo dobrych piłkarzy: obrońcę Martina Skrtela z Liverpoolu i pomocnika Marka Hamsika z Napoli. Skrtel strzelił głową pierwszą bramkę. Druga padła również z rzutu wolnego, po akcji, która zaczęła się, gdy Irlandczycy jeszcze protestowali z powodu nieprzyznanego karnego, a skończyła strzałem Hamsika z bliska.

W środę Słowacy spotykają się ze Słowenią, a Irlandczycy z Czechami. Tym razem już u siebie na Windsor Park, i liczą przynajmniej na remis.