[b]Który raz został pan zwolniony z klubu? [/b] [b]Stefan Majewski:[/b] Nie liczę. W zawodzie trenera to normalne. Dlatego ważne są formy. To, co mnie spotkało w Krakowie było wyjątkowe. Żadnych kłótni, wyzwisk, wszystko rozliczone jak trzeba. Profesor Janusz Filipiak ma klasę, bardzo go szanuję i nie dam na niego powiedzieć złego słowa. Czasami, po porażce, kiedy bardzo ją przeżywałem, profesor zapraszał na kolację do Wierzynka, mówiąc - trudno, przegraliśmy, ale są ważniejsze sprawy.
[b]To dlaczego pan odszedł?[/b]
Bo problemem Cracovii nie jest prezes, tylko piłkarze przekonani o swojej wielkości, więc trudno im było zaakceptować moje metody. Mówi się o mnie, że jestem trenerem bezkompromisowym. Ale ja tam tyle przełknąłem, starając się zbliżyć do zawodników, jak w żadnym innym klubie. Nikogo nie ukarałem, tylko odwoływałem się do ich odpowiedzialności. Mogli nawet mówić dziennikarzom co chcieli. Ale wolałbym, żeby byli aktywniejsi na boisku, a nie w rozmowach z prasą.
[b]To, o czym pan mówi, nie dotyczy tylko zawodników Cracovii. Większość piłkarzy jest niedouczona, ale mniemanie o sobie mają dobre...[/b]
Irytujące jest to, że piłkarz nie słucha co się do niego mówi. On ma grać tak, jak ja chcę, bo to ja jestem jego nauczycielem i mam mu pomóc. A jeden z podstawowych pomocników Arkadiusz Baran pyta mnie głośno na treningu - panie trenerze, czy musimy to ćwiczyć?