Prezes Andrzej Kadziński miał sen. Śniło mu się, że jego Lech jechał na mecz Pucharu UEFA. Nie do Udine – do Stuttgartu, już na spotkanie w 1/8 finału. Jeśli sen ma się spełnić, to dziś wygrać musi nie tylko lider polskiej ligi, ale i VfB, pokonany w pierwszym meczu przez Zenit Sankt Petersburg.
Kadziński, jeden z najważniejszych ludzi Amiki, firmy stojącej za Lechem, najchętniej grałby z Niemcami w każdej rundzie, ale jeśli jego drużynie wypadłoby w połowie marca jechać nie do Stuttgartu, ale do Sankt Petersburga, prezes chyba też nie miałby nic przeciwko temu.
[srodtytul]Jeden gol[/srodtytul]
Wśród 16 najlepszych klubów Pucharu UEFA był w ostatnich latach tylko jeden polski zespół: Wisła Kraków w 2003 roku. Wspomnienia jej meczów z Parmą czy Schalke długo były punktem odniesienia dla wszystkiego, co działo się w polskiej lidze, a „styl Kasperczaka” – dla pracy reszty trenerów.
Ale Lech ma teraz wspomnienia z Pucharu UEFA nie gorsze niż te Wisły, swój styl, świetnego trenera, a od awansu dzieli go jeden gol na Stadio Friuli. – Strzelić i nie stracić – powtarzał to w ostatnich godzinach przed rewanżem każdy piłkarz Lecha. Z naciskiem na „nie stracić”. O gole dla Lecha można być w miarę spokojnym.