W roku 2016 powstała tam Polsko-Palestyńska Akademia Piłkarska, w której uczą się palestyńskie dzieci w wieku od sześciu do dwunastu lat. Kilka miesięcy po publikacji do autora zwrócił się prezes fundacji „Ja też mam marzenie" z zaproszeniem dla chłopców na turniej do Zakopanego.
Minął rok, podczas którego trwały przygotowania do wyjazdu z al-Am'ari. Pomagała w nich Dorota Woroniecka-Krzyżanowska, młoda warszawianka zakochana w Palestynie, w nieodległej przeszłości reprezentantka Polski juniorek w szpadzie. Na Uniwersytecie Warszawskim napisała pracę doktorską o obozie i uchodźcach, spędza w Ramallah całe tygodnie, żyje życiem uchodźców.
Wybrano dwunastu chłopców, którym towarzyszyło dwóch opiekunów. Problemy zaczęły się już przy wypełnianiu wniosków wizowych. Niektórzy nie mieli adresów, w dwóch przypadkach trudno było ustalić, na terytorium jakiego kraju się urodzili. Pomógł polski konsulat, jakoś się udało. W październiku przylecieli do Warszawy.
To byli chłopcy ze średnio sytuowanych rodzin. Rodzice wykosztowali się na buty do gry i telefony, żeby dzieci mogły się porozumiewać z domem. Nie chcieli, żeby odstawali od swoich nieznanych polskich kolegów. Chłopcy pierwszy raz lecieli samolotem. Pierwszy raz zobaczyli tak duże miasto jak Warszawa. Przejechali się metrem – w Palestynie nie widzieli nawet zwykłego pociągu. Zamieszkali na Agrykoli i tam trenowali, zwiedzili Łazienki, stadion Legii i Stadion Narodowy – największy, jaki w życiu widzieli.
Przeszli więc szlakiem, jaki w maju przebywają ich polscy rówieśnicy biorący udział w dorocznym turnieju o Puchar Tymbarka. Tyle że polskie dzieci są u siebie, mogą zawsze liczyć na wsparcie rodziców, którzy czekają przy linii bocznej z wodą i batonikiem, a kiedy batoników zabraknie, pójdą do samochodu po następne.