Jeśli ktoś z zarządu PZPN myślał, że mecz z San Marino ułatwi pozbycie się Holendra, to środowy wieczór nie był dla niego szczęśliwy. Jest kilka takich osób i to właśnie one postanowiły wezwać trenera na dywanik.
Do podobnej sytuacji już raz doszło, kilka miesięcy po rozpoczęciu przez Beenhakkera pracy w Polsce. Wtedy wezwała go Sejmowa Komisja Kultury Fizycznej i Sportu pod światłym przewodnictwem posła Janusza Wójcika z Samoobrony. To była tragifarsa.
Teraz Beenhakker będzie się tłumaczył przed osobami, które wprawdzie jako członkowie zarządu decydują o polskiej piłce, ale to nie znaczy, że mają o niej głęboką wiedzę. Do spotkania ma dojść jeszcze w kwietniu.
Wynik 10:0 nie poprawił sytuacji selekcjonera. Kiedy mecz w Kielcach się skończył, już w loży VIP słychać było głosy deprecjonujące zwycięstwo, bo przecież z San Marino wygrywa każdy, jak i ile chce. Jest w tym wiele prawdy, ale nasza reprezentacja w przeszłości już nieraz miała za przeciwników drużyny słabe i nie potrafiła ich pokonać. Po raz ostatni – w sobotę. Na konto holenderskiego trenera można więc wpisać i wpadkę, i rekord.
Nie różni się więc od swoich poprzedników w reprezentacji. Nawet Kazimierz Górski nie zawsze zwyciężał i też go krytykowaliśmy. A trenerem kadry, która miała wbić pięć goli Cypryjczykom, a zremisowała w Gdańsku 0:0, był Wojciech Łazarek.