Może to było zbyt wiele wzruszeń naraz. Półfinał rozgrywek, które w Anglii są świętością. Mecz na wypełnionym kibicami Wembley, w sobotnie popołudnie, oglądany przez setki milionów telewidzów. Próba, która mogła przesądzić, czy Fabiański zabierze miejsce w bramce Manuelowi Almunii, czy też wróci na ławkę, gdy tylko Hiszpan się wyleczy. Naprzeciw wielkie gwiazdy Chelsea: John Terry, Frank Lampard, Michael Ballack, Didier Drogba. I to wszystko w dniu 24. urodzin polskiego bramkarza. Fabiański tego napięcia nie wytrzymał.
Każdy bramkarz musi mieć w karierze taki mecz. Tak jak Artura Boruca w Irlandii Północnej zgubiła nonszalancja, tak jego zbytnie przejęcie się zadaniem. Polak był zupełnie innym bramkarzem niż ten, który w ćwierćfinałach Ligi Mistrzów imponował spokojem, przewidywaniem wydarzeń i nie pozwolił piłkarzom Villarreal na strzelenie nawet jednego gola. Przeciw Chelsea bronił roztrzęsiony, źle wybierał moment wyjścia z bramki i zwyczajnie bał się Didiera Drogby. "Independent" uznał Polaka z Arsenalu za najgorszego piłkarza półfinału. "Times" napisał po tym meczu, że Fabiański dorastając w Polsce nie miał do czynienia z takimi piłkarzami jak Drogba, i może stąd się wzięły jego problemy.
"Napastnicy aż tak szybcy i silni są rzadkością, a jeśli do tego doda się jeszcze bezlitosną chęć wygrywania, stają się rywalami straszliwymi" - napisał dziennik po meczu, który piłkarz z Wybrzeża Kości Słoniowej wygrał dla Chelsea, strzelając zwycięską bramkę na 2:1 w 84. minucie. Drogba uderzał do pustej bramki, bo po podaniu Lamparda najpierw bez trudu wygrał pojedynek z Mikaelem Silvestre'em, a potem wyminął Fabiańskiego, który wybiegł przed pole karne nie w porę i nie zdołał wybić napastnikowi Chelsea piłki spod nóg. Być może w tej sytuacji Drogby nie powstrzymałby żaden bramkarz świata, ale Fabiański został ograny w podobny sposób kolejny raz w tym meczu.
Tyle że w 6. minucie, gdy też wybiegł za pole karne a Drogba nic sobie z niego nie robiąc uderzył głową do bramki, piłkę w ostatniej chwili wybił Kieran Gibbs. Tamta sytuacja była jedną z niewielu, gdy Fabiański mógł liczyć na pomoc obrońców. Jeśli czymś może się po meczu pocieszać, to tylko tym, że wielu jego kolegów zagrało równie źle jak on.
Petr Cech w bramce Chelsea był beznadziejny, od niektórych komentatorów dostał nawet niższe noty niż Fabiański. Ale piłkarze Chelsea potrafili odciągnąć zagrożenie od jego bramki, a rywale z Arsenalu nie. Leniwy Emmanuel Adebayor, tracący piłkę Denilson, Silvestre grający jak bomba podłożona na środku obrony, czy Emmanuel Eboue, nie nadążający ani za Drogbą, ani Florentem Maloudą (strzelił gola na 1:1 w 33. minucie). Można wyliczać długo. Arsenal przegrał zasłużenie, sam Theo Walcott, który dał mu prowadzenie w 18. minucie, to za mało. Ale jak źle nie graliby obrońcy, Fabiański nie powinien przepuszczać takich strzałów jak na 1:1 w 33. minucie, gdy Florent Malouda trafił w krótki róg.