Kręta będzie droga do tego sukcesu, o ile sukces jest w ogóle w tym sezonie Realowi pisany. Zapewne tak, bo drużyna aż kipi umiejętnościami piłkarzy sprowadzonych latem. Problem w tym, że oni ciągle są świetni każdy z osobna, razem nie tworzą wiele więcej i dopóki to się nie zmieni, dopóty będzie nerwowo jak w premierowy wieczór na Santiago Bernabeu. Trener Manuel Pellegrini dziwnie się uśmiechał, Raul przewracał oczami, a Deportivo ciągle nie chciało przyjąć roli rywala, który da się przejechać startującym do mistrzostwa gospodarzom.
Real sprowadził zastęp nowych piłkarzy, ale najlepsi w meczu z Deportivo nie byli ani Ronaldo, ani Kaka, tylko starzy znajomi – Raul i Lassana Diarra. Prowadzenie udało się obronić dopiero po trzecim golu. Pierwszą bramkę sezonu zdobył Raul, dobijając strzał Karima Benzemy. Deportivo odpowiedziało bramką Rikiego. Na 2:1 strzelił Cristiano Ronaldo z karnego za faul na Raulu, a rywale znów wyrównali, tym razem dzięki Juanowi Carlosowi Valeronowi. Wreszcie gol Diarry zapewnił 3 punkty, ale po drodze do tego zwycięstwa Real dostał tyle ostrzeżeń, że do następnego meczu nie będzie na Santiago Bernabeu spokojnie. „Wiele nadziei, mało gry” – napisał „El Pais”. Kibice czekają na dużo więcej. A razem z nimi czeka bank Santander, który pożyczył Realowi pieniądze na letnie transferowe szaleństwa.
[srodtytul]Trener kopie butelkę [/srodtytul]
Arsenalowi los nie oszczędził na Old Trafford niczego. Zaczęło się od niepodyktowanego karnego, skończyło na wyrzuceniu Arsene'a Wengera na trybuny, gdzie kibice Manchesteru dworowali sobie z niego bez litości. Po karnym, którego sędzia nie widział, choć Darren Fletcher ściął z nóg Andrieja Arszawina tak, że wyraźniej już chyba nie można, Arsenal podniósł się szybko. Kilkadziesiąt sekund później Arszawin dostał piłkę za polem karnym, uderzył właściwie bez rozbiegu, ale tak mocno, że Ben Foster, mimo że miał piłkę na rękawicach, nie potrafił jej zatrzymać. Manchester przegrywał zasłużenie, był do przerwy zawstydzająco słaby, nie stwarzał w ogóle sytuacji.
Na początku drugiej połowy Foster, broniąc strzał Robina van Persiego jak bramkarz w hokeju, wystawioną w ostatniej chwili nogą, musiał ratować zespół przed stratą kolejnej bramki. A potem się zaczęło. Odosobniony zryw Wayne'a Rooneya skończył się rzutem karnym, bo Manuel Almunia stracił głowę i niepotrzebnie rzucał się z takim impetem pod nogi rywala. Sędzia miał podstawy, by odgwizdać faul, ale Wenger z przekąsem nazwał tę jedenastkę „Old Traffordish”, sugerując, że tu gospodarze zawsze dostają, czego chcą. Od Arsenalu dostali więcej, niż się spodziewali. Abou Diaby tak wybijał w 64. minucie piłkę po dośrodkowaniu Ryana Giggsa z rzutu wolnego, że uderzył ją głową do bramki, choć miał dużo miejsca i czasu na interwencję.