Reprezentacja Polski obsadziła się w ulubionej roli. Doprowadziła do sytuacji beznadziejnej, przegrała dwa mecze: ze Słowacją i Irlandią Północną, których przegrać nie miała prawa, i zrobiła to na dodatek w kompromitującym stylu. Kibice przestali wierzyć w awans, media już kilka razy zwalniały Leo Beenhakkera.
Teraz czas na to, co lubimy najbardziej – pospolite ruszenie piłkarzy, którzy będą udowadniać, że wiedzą, na czym polega futbol, i spróbują dokonać rzeczy prawie niemożliwej, bo zwycięstwo z Irlandią to przecież tylko pierwszy krok. Aby awansować do mundialu, trzeba wygrać wszystkie cztery mecze do końca eliminacji.
Drużyna prowadzona przez Beenhakkera odniosła pięć zwycięstw z rzędu na przełomie 2007 i 2008 roku, jednak te ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Estonią przyszły w meczach towarzyskich. Piłkarze zdają sobie sprawę z trudności zadania, jakie przed nimi stoi, jednak nauczyli się powtarzać za Beenhakkerem – im więcej presji, tym jesteśmy lepsi.
W kasach na sobotni mecz zostało już tylko 500 biletów, reprezentację wspierać będzie ponad 40 tysięcy ludzi. I nikt się nie przyzna, że w kieszeni miał schowaną białą chusteczkę, by w razie czego pomachać na do widzenia Beenhakkerowi i kilku starszym zawodnikom.
[wyimek]Beenhakker ciągle żartował, nie był już kłótliwym, zgorzkniałym starszym panem [/wyimek]