Jose Mourinho powiedział to przy innej okazji, ale wciąż jest aktualne: “Zawsze wygrywa lepszy. Reszta to plotki”.
Tych plotek będzie po półfinałach wiele, choćby o krzywdzie Barcelony przy nieuznanej bramce w rewanżu i przy uznanej dla Interu w pierwszym meczu. Ale jakoś trudno żałować drużyny, która nie potrafi odrobić strat, grając u siebie z przewagą jednego zawodnika, i która na Camp Nou sprawiała wrażenie, jakby bardziej od strzelania goli interesowało ją wymuszanie rzutów karnych. I zbieranie w ten sposób kolejnych dowodów, że od sędziego poczynając, wszyscy są przeciwko niej.
We Włoszech nawet gazeta episkopatu “Avvenire” nie okazała takim przegranym miłosierdzia. Komentator dziennika opisuje Inter jako bohaterskich wojowników pod wodzą dumnego kondotiera Jose Mourinho, a obrońcy Pucharu Europy to dla niego Don Kichoci, którzy bez głowy rzucili się na wiatrak z Mediolanu, a ten wziął ich na swoje skrzydła i cisnął o ziemię.
Mourinho, jak pisze “Corriere della Sera”, zdominował Barcelonę przy użyciu najprostszego ze środków: catenaccio, które wyciągnął z lamusa, odkurzył i wypolerował. Inter Mourinho był starym Interem Helenio Herrery, jedynego dotychczas trenera, który dał Interowi Puchar Europy w 1964 i 1965 roku.
Od Barcelony takiej, jaką znamy z ostatnich miesięcy, wymaga się więcej. Od Leo Messiego, żeby po wybiciu zębów Maiconowi w pierwszym meczu nie zaczynał rewanżu od próby zwichnięcia rywalowi barku, tylko po prostu grał lepiej. Inter może zabijał futbol, ale nie robił krzywdy przeciwnikom. W Barcelonie tego szacunku dla rywala było z każdą minutą coraz mniej. Pep Guardiola, taktowny jak zawsze, był tego dnia wśród swoich piłkarzy wyjątkowo samotny.