Do piątku Henryk Kasperczak był dla Wisły jak talizman. Jego drużyna wygrywała mecz za meczem, zremisowała tylko z Lechem. Ale w końcu wróciły stare zmory (na początku roku z trzech pierwszych meczów Wisły dwa zakończyły się porażkami). Po przegranej 0:1 z Koroną Kielce przypomniał o tym kapitan mistrzów Polski Arkadiusz Głowacki.
Kasperczak zmory tak naprawdę odpędził tylko na chwilę, bo jego Wisła z rozmachem zagrała raptem raz – przeciwko Piastowi, kiedy dwa z czterech goli padły ze spalonych. W pozostałych meczach piłkarze Wisły grali z grymasem na twarzy, jakby bolały ich zęby.
Wisła miała cztery punkty przewagi nad Lechem, teraz ma już tylko jeden i w najbliższej kolejce pełna strachu jedzie do Warszawy na mecz z Legią, która o mistrzostwo już nie walczy. W sobotę przepłacani piłkarze z Łazienkowskiej przegrali z czekającymi na skromne wypłaty zawodnikami Ruchu.
Jedynego gola strzelił Arkadiusz Piech, a trener Waldemar Fornalik pracą w tym sezonie pokazuje, że zasłużył już na to, by dostać szansę w lepszym klubie.
W niedzielę Lech zagrał wreszcie na miarę oczekiwań i udźwignął presję, jaką wytworzyła porażka Wisły. Dwa gole strzelił Robert Lewandowski, przybliżając się do tytułu króla strzelców. Na zwycięstwo 3:0 nad Śląskiem trzeba jednak patrzeć bez emocji. We Wrocławiu jest trener Ryszard Tarasiewicz, który chciał zostać selekcjonerem, i piłkarze, którzy w 2012 roku mają ponoć walczyć o mistrzostwo Polski na nowym stadionie. Ale w tym roku jeszcze nie wygrali, a to już dziesięć meczów. W ostatnich trzech kolejkach zmierzą się z Piastem, Odrą i Arką. Wszystkie te drużyny bronią się przed spadkiem.