Najdłuższa misja europejskiego futbolu, najdrożej opłacona, znaczona kolejnymi zmarnowanymi szansami, dobiegła końca. Massimo Moratti na ramionach piłkarzy podniósł w górę puchar. Jose Mourinho, zapłakany, z piłką pod pachą i z flagą Portugalii, przedefilował przez boisko.
Moratti wreszcie dorównał ojcu, teraz może ze spokojnym sumieniem przekazać klub swojemu synowi. Miał 14 lat, gdy widział jak Angelo Moratti płakał z radości na trybunach w Wiedniu, po tym jak Inter pokonał w finale Real. W sobotę na stadionie Realu on sam wzruszał się razem ze wszystkimi Morattimi, których udało mu się zmieścić w loży honorowej.
Poświęcił 15 lat, by włoskie dzienniki mogły napisać po finale, że „mit Interu narodził się na nowo”. Wydał blisko miliard euro, przełykał upokorzenia, zwłaszcza wtedy, gdy z trofeami wracał do Mediolanu Milan. Ale teraz sukces smakuje wyjątkowo.
[srodtytul]Zmęczenie Włochami[/srodtytul]
Angelo Moratti i Helenio Herrera dali Interowi dwa Puchary Europy, w 1964 i 1965, ale nawet oni nie potrafili zdobyć w jednym sezonie wszystkich trofeów. Zrobili to dopiero Moratti junior i Mourinho: obywatel świata, poliglota i arogant równy Herrerze. A to wszystko w setną rocznicę urodzin wielkiego HH.