Bóle głowy i kręgosłupa

Po zwycięstwach Polski nad Austrią i Łotwą powinniśmy się cieszyć, ale nie trzeba długo szukać, by znaleźć dziurę w całym.

Aktualizacja: 25.03.2019 21:00 Publikacja: 25.03.2019 18:13

Jerzy Brzęczek ma spokój przed czerwcowymi meczami z Macedonią Północną i Izraelem

Jerzy Brzęczek ma spokój przed czerwcowymi meczami z Macedonią Północną i Izraelem

Foto: AP

Wydaje się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, bo zaczęliśmy wygrywać. Od kiedy w lipcu 2018 Jerzy Brzęczek zastąpił Adama Nawałkę, do ubiegłego tygodnia drużyna nie wygrała żadnego z sześciu meczów. Po tym jak pierwszy z nich, z Włochami w Bolonii, zakończył się remisem 1:1, już mówiono, że reprezentacja się odrodziła, choć od nieudanego mundialu upłynęły dwa miesiące, a na boisku  zobaczyliśmy aż dziesięciu jego uczestników.

Kibice i wielu dziennikarzy zareagowali typowo: stary trener się opatrzył, jego urok przestał działać, bo okazało się, że w najważniejszym momencie wszyscy zawiedli. Przyszedł nowy selekcjoner, a z nim nadzieje. Najpierw Jerzy Brzęczek usłyszał, że zachowuje się dokładnie tak, jak jego poprzednicy. Waldemar Fornalik dobrał swój sztab z bliskiego sobie Ruchu Chorzów, Adam Nawałka z Górnika Zabrze, a Brzęczek z Wisły Płock. Musieliśmy się uczyć tych ludzi, bo twarze większości nie były znane, a mieli pracować z piłkarzami słynnymi w całej Europie.

Wyjątkiem był trener bramkarzy Andrzej Woźniak. Jemu przypomniano wprawdzie, że jako reprezentant Polski obronił na Stade de France rzut karny Bixente Lizarazu, ale jednocześnie wypomniano udział w aferze korupcyjnej, zadając pytanie, czy ktoś z taką przeszłością powinien pracować z reprezentacją Polski.

Krewni i znajomi

Zanim Brzęczek rozpoczął pracę, już wiedział, że nie będzie łatwo. Cztery dni po remisie z Włochami Polska zremisowała we Wrocławiu z Irlandią, a potem poniosła trzy porażki z rzędu: z Portugalią, Włochami i Czechami. Miesiące miodowe się skończyły. Wiara w reprezentację zaczęła gasnąć równie szybko, jak wcześniej rosła.

Tylko nie wewnątrz samej kadry. Brzęczek, jak bodaj każdy z jego poprzedników, początkowo dawał szansę zawodnikom, o których nikt poza nim nie myślał w kontekście reprezentacji. Wystąpili w niej m.in. znani mu z Płocka Arkadiusz Reca i Damian Szymański, Rafał Pietrzak z Wisły Kraków, a powołany był jeszcze Adam Dźwigała, również z Płocka. Z tej grupki dziś został tylko Reca, powszechnie krytykowany, ale przecież niezły piłkarz.

Słaba lewa obrona

Trener ma prawo do tego rodzaju wyborów. Powoływał Jana Bednarka i Jakuba Błaszczykowskiego, nawet kiedy nie mieli miejsca w swoich klubach. Obydwaj odpłacili mu się dobrą grą w reprezentacji. Błaszczykowski wbił nawet bramkę Portugalii, odpierając zarzuty, że trener powołuje go po kumotersku. Reca jest alternatywą dla Macieja Rybusa, który zresztą nigdy nie zagrał na nadzwyczajnym poziomie.

Lewa obrona to pozycja, na której kandydatów do reprezentacji jest najmniej. W meczu z Łotwą Reca zupełnie nie rozumiał się z Kamilem Grosickim, czemu trudno się dziwić, skoro gra rzadko, a z Grosickim w ogóle. Ale to z podania Recy bramkę strzelił Robert Lewandowski.

Jeszcze w czasach Nawałki mówiło się, że kręgosłup reprezentacji Polski to wyjątkowa siła. W bramce Łukasz Fabiański lub Wojciech Szczęsny, przed nimi Kamil Glik, dalej Grzegorz Krychowiak, Arkadiusz Milik, a z przodu Robert Lewandowski.

Wszyscy na europejskim poziomie, grający w dobrych klubach, a przecież nawet oni, z Łukaszem Piszczkiem, Jakubem Błaszczykowskim, Kamilem Grosickim i Piotrem Zielińskim zatrzymali się na poziomie pierwszej ósemki na Euro 2016, a finały mundialu w Rosji okazały się zbyt trudne.

Krok w tył

Od tamtej pory sytuacja się zmieniła. Nawałka popełnił wprawdzie poważne błędy w taktyce, ustawieniu i doborze zawodników, ale nie można mu zarzucić, że kogoś dobrego w swoich wyborach pominął. Nic więc dziwnego, że spośród 27 zawodników grających u Brzęczka aż 17 było na mundialu w Rosji.

Sytuacja wielu z nich jest jednak inna. Piszczek zrezygnował z kadry, a kręgosłup wymaga operacji. Zostali tylko wciąż bardzo dobrzy bramkarze. Glik przechodzi w AS Monaco drogę od Ligi Mistrzów po obronę przed spadkiem z Ligue 1. Krychowiak wprawdzie gra w Lokomotiwie Moskwa, ale daleko mu do formy z czasów  występów w Sevilli. Milik strzela bramki w Napoli, ale w ciągu ostatniego roku w 11 występach w reprezentacji trafił tylko raz. Fakt, że leczył kontuzję. Na mundialu zawiódł, w Wiedniu był bodaj najsłabszy na boisku (grał podobno przeziębiony). Nawet Lewandowskiego dotknęła niemoc wcześniej niespotykana: aż osiem kolejnych spotkań bez gola.

To wszystko jest efektem spadku formy każdego z tych zawodników, ale też tego, co dzieje się w ich klubach – transferów, zmian trenerów, ich koncepcji itp. Selekcjoner nie ma na to wpływu. On wybiera zawodników, widząc drużynę. W porównaniu z rokiem ubiegłym niemal wszyscy reprezentanci zrobili krok w tył.

Można przyjąć, że następcą Piszczka stanie się Bartosz Bereszyński, grający z konieczności również na lewej obronie. Pozycję Glika  zapewne zajmie wkrótce na stałe Jan Bednarek i jemu trzeba będzie szukać partnera. Mateusz Klich jest solidnym piłkarzem, ale trudno mieć nadzieję, że jego talent nagle eksploduje. Krychowiak staje się irytujący, z jego gry niewiele da się zapamiętać. Zieliński jest pieszczochem mediów, które widzą w nim gracza nadzwyczajnego. To prawda, że jest najbardziej utalentowanym z polskich pomocników.

Tylko niech on to wreszcie pokaże w reprezentacji, a nie tylko w Napoli. Jedno, dwa podania i tyle samo strzałów na półtorej godziny to za mało. Czy gra w środku pola czy z boku, jak w dwóch ostatnich meczach – bez znaczenia. W niedzielę na Stadionie Narodowym był jednym z najsłabszych polskich piłkarzy. Ma już prawie 25 lat, a od gracza w tym wieku wymaga się więcej.

Selekcjoner pod presją

Środek pola to też duży problem i Jerzy Brzęczek musi szukać nowych zawodników. Jednego być może znalazł, ale nie dał mu jeszcze szansy. To 22-letni Szymon Żurkowski z Górnika Zabrze. Był na zgrupowaniu, jednak trener zwolnił go na mecz reprezentacji U-21. To „młodzieżówka" jest ważniejsza od pierwszej drużyny? Kiedy Brzęczek ma go sprawdzić, jak nie w spotkaniu z Łotwą? Innych, towarzyskich, nie ma.

Jedynym wzmocnieniem kadry w ostatnich miesiącach stał się Krzysztof Piątek. Gra w innym stylu niż Robert Lewandowski, ale obydwaj są środkowymi napastnikami. Ustawienie ich w taki sposób, by dobrze się ze sobą czuli, to zadanie selekcjonera. Do tej pory Lewandowski i Piątek grali razem trzykrotnie. Piątek strzelił dwie bramki, a Lewandowski jedną. Wspólnie przeprowadzili jedną akcję (w Wiedniu, po świetnym podaniu Lewandowskiego Piątek powinien zdobyć gola). W meczu z Łotwą Piątka jakby nie było.

Co ma zrobić trener, czujący presję dziennikarzy i kibiców, każących mu wystawiać obydwu napastników, a do tego jeszcze Milika? Duża liczba napastników wcale nie oznacza większej liczby bramek. Lewandowski w obydwu ostatnich meczach grał bardzo dobrze, mimo że przez wiele minut wykonywał pracę pomocnika. Jakoś to trzeba poukładać.

Dopóki to się nie stanie, będziemy czekać na kolejne występy z niepokojem, ale i nadzieją: że Kamil Grosicki będzie jak zwykle najszybszy na boisku, że Jakub Błaszczykowski nawet po wejściu z ławki zrobi coś sensownego, że Lewandowski wróci do formy strzeleckiej, że Piątek będzie chciał pokazać, ile jest wart, a Szczęsny lub Fabiański naprawią błędy kolegów.

Ta reprezentacja wymaga gruntownej przebudowy i nawet dwa kolejne zwycięstwa tej opinii nie zmienią. A jednocześnie, kiedy rozmawia się z zawodnikami i trenerami, czuć w nich wiarę, że wszystko idzie w dobrym kierunku, że coraz lepiej się rozumieją, lubią się, większość nabiera pewności siebie w klubach. Może więc problemu nie ma? Każdy, kto tak myśli, chyba nie widział meczu z Łotwą i nie drżał o wynik przez 75 minut. Nie przeżywajmy tego jeszcze raz.

Piłka nożna
"Faraon Manchesteru”. Czy Omar Marmoush uratuje City?
Piłka nożna
Bundesliga. Hit w Leverkusen na remis, Bayern krok bliżej odzyskania tytułu
Piłka nożna
W Korei Północnej reżim zakazuje transmisji meczów trzech klubów Premier League
Piłka nożna
Liga Konferencji. Solidna zaliczka Jagiellonii Białystok
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Harry Kane poszedł w ślady Roberta Lewandowskiego