Boruc często powtarza, że sam za sobą także nie nadąża. Bramkarz, który cztery lata temu był najlepszym piłkarzem reprezentacji Polski, znalazł się na kolejnym zakręcie. Od kilku miesięcy jest rezerwowym w przeciętnym Southampton. Uczy się nowej roli, bo dotychczas zawsze był na świeczniku, a teraz mało kto się nim interesuje. Nowy rok będzie dla niego decydujący – albo wróci do gry, albo pozostanie w pamięci kibiców jako bramkarz niespełniony.
Nigdy nie był cukierkowy, kocha życie i bierze z niego garściami. Wie, kim był George Best. Ratował kadrę w beznadziejnych sytuacjach, a to że mimo wybryków dostawał kolejne powołania, jego z kolei ratowało od codziennego życia, z którym sobie nie radził.
– Mam nadzieję, że to jeszcze nie jest jego koniec. Nie wiem, czy ma w sobie motywację, by zmierzyć się sam ze sobą albo żeby zarobić trochę pieniędzy. Najlepiej, żeby jedno szło z drugim. Kiedy grał w Fiorentinie, szło mu bardzo dobrze. Zmienił klub, zmienił kraj, musiał walczyć i okazał się zwycięzcą. Myślałem, że to go poniesie – mówi „Rz" Maciej Szczęsny, były bramkarz.
W Celticu Glasgow Boruc był królem. Sprytnie budował pozycję, podkreślając swój katolicyzm. Żegnał się, stojąc przed trybuną protestanckich fanów Rangersów, prowokował rywali. Kibice śpiewali, że jest tylko jeden święty Boruc. Zapłacił za to w Belfaście w meczu reprezentacji Polski z Irlandią Północną, kiedy nie wytrzymał psychicznie 90 minut obelg protestanckich kibiców, przepuścił dwa strzały rywali i jedno podanie od Michała Żewłakowa.
W Szkocji był aż pięć lat, zdobył trzy mistrzostwa kraju i trzy puchary. Dobrze grał w Lidze Mistrzów, a kiedy próbował w pojedynkę zatrzymać wielki Milan, łączono go z wielkimi klubami, które ponoć gotowe były wyłożyć za niego miliony funtów. Przegapił swój moment, Celtic był coraz słabszy, forma – coraz niższa. Kiedy przeszedł w końcu do Fiorentiny, znowu wziął się za siebie. Schudł, kiedy przyjeżdżał na zgrupowania reprezentacji, Franciszek Smuda mówił, że nie ma już w kadrze grubego Boruca, ale „chłopca jak z żurnala". Bramkarz opowiadał, że znalazł wreszcie swoje miejsce na ziemi. Bez deszczu, z dobrym jedzeniem i ciekawym futbolem. Wyrobił sobie markę, wygrał rywalizację o miejsce w składzie z Sebastianem Freyem.