Kiedy po meczu w Bukareszcie Duszan Kuciak zaczął zbierać zapalniczki i butelki, którymi rzucano w niego z trybun, by zanieść je sędziemu, zawrzało. Piłkarze Steauy próbowali powstrzymać bramkarza Legii, zaczęła się szamotanina.
Na boisku pojawił się trener Jan Urban, który nie pozostawił na Kuciaku suchej nitki. Odciągał go od arbitra, głośno krzycząc. Słowak w trakcie meczu dostał żółtą kartkę za ociąganie się przy wznowieniu gry, gdyby teraz zobaczył drugą, byłaby katastrofa. Urban wie, że bez Kuciaka w życiowej formie jego drużyna nie przywiozłaby z Bukaresztu korzystnego wyniku. W rewanżu też byłaby raczej bez szans.
Tak blisko awansu do klubowej elity Europy nie byliśmy od 17 lat. W poprzednim sezonie mistrz Polski Śląsk Wrocław w kwalifikacjach zatrzymał się o rundę wcześniej, dwa lata temu między Wisłą Kraków i Apoelem Nikozja była przepaść. W Bukareszcie Legia nie dała się stłamsić, widać było, że rywale boją się pójść na całość. Warszawski klub zbudował sobie renomę w Rumunii, wygrywając dwa lata temu z Rapidem w Lidze Europejskiej.
Test odporności
– Atmosfera meczu ze Steauą była niesamowita, kibice bardzo głośni, a stawka olbrzymia. Oczywiście mieliśmy trochę szczęścia, ale mogliśmy się też pokusić o lepszy wynik – mówi „Rz” Marek Saganowski.
Jakub Kosecki stwierdził, że Legia rozegrała świetny mecz, Kuciak, który ratował skórę kolegom, w ogóle nie widział przewagi Rumunów. Mistrzowie Polski przywieźli z Bukaresztu znakomity wynik, ale z gry nie powinni być aż tak zadowoleni. Gdyby do przerwy przegrywali 0:3, nie mogliby narzekać na los.