Zaczynamy nowy rozdział w rywalizacji Barcelony z Realem, już dawno nie było tak spokojnie. Po latach medialnych pojedynków Pepa Guardioli z Jose Mourinho i boiskowych gwiezdnych wojen przyszła chwila odprężenia.
Wciąż najmocniej świecą gwiazdy Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, ale pod ich bokiem rosną być może nowi bohaterowie. Trudno wyobrazić sobie lepszy moment, by Neymar i Gareth Bale udowodnili, że są warci pieniędzy, jakie na nich wydano. Brazylijczyk kosztował 57 mln euro, skrzydłowy z Walii długo był przedstawiany jako najdroższy piłkarz świata, ale ostatecznie rekordu Ronaldo (94 mln) nie pobił – zabrakło trzech milionów.
Kosztował jednak wystarczająco dużo, by wypominać mu już, że nie spełnia nadziei. W obronę wziął go Johan Cruyff. – To niesprawiedliwe. Lubię oglądać tego chłopaka, dlatego boli mnie ta krytyka – przyznaje legenda Barcelony.
Bale zmagał się ostatnio z kontuzją, ale w sobotę ma zagrać od początku. Tak jak Neymar, który zdobył w lidze tylko dwa gole. – Nie czuję specjalnej tremy. Motyle w brzuchu są takie same jak przed innym spotkaniem – mówi 21-letni Brazylijczyk, który grę w ataku z Messim nazywa przyjemnym obowiązkiem.
Neymar i Bale nie będą jedynymi debiutantami w Gran Derbi. Na boisku powinni się pojawić także Isco i Asier Illarramendi, sprowadzeni do Madrytu latem z Malagi i Realu Sociedad, a na ławkach trenerskich usiądą Gerardo Martino i Carlo Ancelotti.