Obawy przed spotkaniem w Borysowie były uzasadnione. Piast jeszcze nigdy nie wygrał meczu w europejskich pucharach.
W debiucie w 2013 roku przegrał na wyjeździe 1:2 z Karabachem Agdam w drugiej rundzie eliminacji Ligi Europy, w rewanżu doprowadził do dogrywki, ale w niej stracił gola i cały wysiłek poszedł na marne. Trzy lata później na tym samym etapie poniósł u siebie wysoką porażkę z IFK Goeteborg (0:3), bezbramkowy remis w rewanżu był słabym pocieszeniem.
Przy BATE, grającym od dekady regularnie w fazie grupowej Ligi Mistrzów lub Ligi Europy, Piast prezentował się jak ubogi krewny. Ale tej różnicy na boisku widać wcale nie było. Wręcz przeciwnie, drużyna Waldemara Fornalika zostawiła po sobie znakomite wrażenie. Mało brakowało, by w Borysowie zwyciężyła. Prowadziła od 33. minuty, gdy Piotr Parzyszek dobił głową mocny strzał Jorge Felixa.
To była nagroda za odważną grę. Już wcześniej bramki zdobyć mogli Jakub Czerwiński i Patryk Dziczek. Gospodarze chyba nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Zachowywali się tak, jakby podejmowali jakiegoś europejskiego potentata. Kompletnie oddali inicjatywę, są w trakcie sezonu, a wyglądali, jakby właśnie się do niego przygotowywali.
Obudzili się dopiero po przerwie. Wystarczyło, by wyrównać. Igor Stasiewicz dośrodkował w pole karne, Stanisław Dragun zmieścił piłkę przy słupku. Piast, co najlepiej pokazują statystyki (18 strzałów, w tym siedem celnych), szukał jeszcze swojej szansy na pierwsze zwycięstwo w europejskich pucharach.