Zbyt wiele się w ostatnich latach wydarzyło, by mówić o tym spotkaniu spokojnie. Najpierw przejście z Dortmundu do Monachium Mario Goetzego, potem transfer Roberta Lewandowskiego, który „Der Spiegel" nazwał majstersztykiem, bo Bayern wzmocnił się kosztem swojego najgroźniejszego rywala. Wkrótce być może inny głośny zakup – Marco Reusa.
W Bawarii potrafią grać Borussii na nerwach. – Już się do tego przyzwyczailiśmy. Nie zwracamy uwagi na informacje wychodzące z Monachium – twierdzi dyrektor sportowy klubu z Dortmundu Michael Zorc. Borussia ma teraz większe problemy niż zakulisowe wojny. W dziewięciu meczach Bundesligi zdobyła mniej punktów niż w trzech spotkaniach Ligi Mistrzów. Choć spadła na 15. miejsce w tabeli, kibice zginąć jej nie dadzą.
„Sześć porażek nie jest w stanie zniszczyć sześciu wspaniałych lat" – śpiewali po ostatniej przegranej z Hannoverem 96. A po pucharowym zwycięstwie nad FC St. Pauli jedna z kobiet pracujących w kateringu stanęła przed Juergenem Kloppem i odczytała list od fanów: „Poprowadził nas pan do sukcesu, teraz my przeprowadzimy pana przez kryzys".
Borussię od lidera Bayernu dzieli przepaść – aż 14 punktów, ale w Monachium nikt nie odważy się powiedzieć, że to dla gospodarzy będzie mecz łatwy. – Nie patrzymy na tabelę. Rywale mają kłopoty, ale to nie znaczy, że nie traktujemy ich poważnie. Wciąż bardzo szanujemy Borussię – zapewnia prezes mistrzów Niemiec Karl-Heinz Rummenigge, a Thomas Mueller dodaje: – Dortmund zawsze będzie groźny. Nie spodziewam się, że będziemy prowadzić do przerwy 5:0.
Borussia potrafi grać z Bayernem. W kwietniu zwyciężyła w Monachium 3:0, latem zdobyła Superpuchar Niemiec, wygrywając u siebie 2:0. To był debiut Lewandowskiego w nowej drużynie, polski napastnik nie wspomina go dobrze. Nie dość, że nie strzelił bramki, to nasłuchał się gwizdów. Najwyraźniej niektórzy szybko zapomnieli, ile zrobił dla Dortmundu.