Kiedy wicemistrzowie Anglii po pięciu latach wrócili do piłkarskiej elity, na Anfield zapanowała euforia. Gdy wylosowali grupę z FC Basel i debiutantem z Bułgarii Łudogorcem Razgrad, doszły wielkie nadzieje, że zostaną w niej na dłużej. Dziś tę atmosferę święta może przerwać mistrz Szwajcarii. Już raz z Liverpoolem wygrał, a 12 lat temu – też w ostatnim meczu grupowym – zremisował, choć prowadził u siebie do przerwy aż 3:0, ale i tak wyrzucił Anglików za burtę. Czy historia się powtórzy?
– Będziemy mieli wsparcie trybun, to doda nam energii – mówi Brendan Rodgers. – Przed rokiem w Lidze Europejskiej potrzebowaliśmy w rewanżu z Zenitem Sankt Petersburg dwubramkowego zwycięstwa. Pierwsi straciliśmy gola, ale dzięki kibicom się podnieśliśmy, wygraliśmy 3:1 i do końca walczyliśmy o awans.
Carlo Ancelotti, którego Real dwa tygodnie temu pokonał na wyjeździe FC Basel 1:0 i jako jedyny zdobył komplet punktów w pięciu spotkaniach LM, większe szanse na awans daje jednak Szwajcarom. – Są w lepszej formie. Imponują przygotowaniem fizycznym i organizacją gry – tłumaczy trener Królewskich.
Juventus, próbujący nawiązać do lat świetności, Europę miał podbić już w zeszłym sezonie, ale w Lidze Mistrzów potknął się o Galatasaray Stambuł, a marzenia o triumfie w Lidze Europejskiej na własnym stadionie wybiła mu z głowy w półfinale Benfica.
Mistrzowie Włoch są w niezłej sytuacji. Zmierzą się dziś z pewnym awansu Atletico. Zakładając, że Olympiakos pokona Malmoe, Juventus nie może w Turynie przegrać, bo ma gorszy bilans meczów niż Grecy. Jeśli zwycięży różnicą dwóch bramek, wyprzedzi Atletico i wyjdzie z grupy z pierwszego miejsca.