Francuscy piłkarze nie są Charlie

Niektórzy piłkarze grający we Francji nie założyli koszulek „Jestem Charlie”

Aktualizacja: 15.01.2015 07:28 Publikacja: 15.01.2015 00:00

Ali Ahamada, bramkarz Tuluzy, w meczu z Lyonem nie założył na ramię, jak koledzy z drużyny, żałobnej

Ali Ahamada, bramkarz Tuluzy, w meczu z Lyonem nie założył na ramię, jak koledzy z drużyny, żałobnej opaski

Foto: AFP

Największe oburzenie wywołało zachowanie bramkarza Tuluzy, Francuza pochodzenia komoryjskiego, Alego Ahamady. W meczu z Lyonem nie założył na ramię, jak koledzy z drużyny, żałobnej opaski. Dzień później prezes klubu Olivier Sadran spotkał się w cztery oczy z zawodnikiem. Dziennik „L'Equipe" podaje, że był wstrząśnięty postawą piłkarza.

Do szeroko opisywanego zgrzytu doszło też w poniedziałek w ostatnim meczu 19. kolejki Ligue 2. Trzech piłkarzy Valenciennes – Senegalczycy Adama Coulibaly (grał kiedyś z Jackiem Bąkiem w Lens, a później z Ireneuszem Jeleniem w Auxerre) i Lamine Ndao oraz Francuz Kenny Lala – zamazało na klubowych koszulkach napis „Je suis Charlie". Dwie godziny przed meczem w ogóle nie chcieli założyć trykotów z hasłem. Stwierdzili, że nie odpowiada im ten rodzaj uczczenia pamięci zamordowanych. Dodali, że nie mieliby nic przeciwko założeniu czarnych koszulek.

Podobnych postaw było więcej. Marokański obrońca Abdelhamid El-Kaoutari nie założył koszulki z napisem „Je suis Charlie", choć na rozgrzewkę przed spotkaniem z Marsylią wyszła w nich cała drużyna Montpellier. – Spokojnie, mam ją pod spodem. A poza tym nie należy mieszać sportu z polityką – stwierdził. W tym spotkaniu piłkarze Olympique Marsylia, reprezentujący miasto, w którym 35 procent mieszkańców stanowią imigranci, głównie wyznający islam, mieli tylko czarne opaski na ramionach.

Podobnie postąpił Senegalczyk Demba Ba z Besiktasu Stambuł. W poniedziałek do studia Canal+ przyszedł w czarnym stroju. – Jestem muzułmaninem, ale to, co się stało we Francji, nie ma nic wspólnego z islamem. Przyszedłem w czarnej koszulce, aby oddać cześć ofiarom i ich rodzinom. Nie włożyłbym koszulki z napisem „Je suis Charlie" – powiedział były zawodnik Chelsea.

Zagadkowa była reakcja władz klubu Paris Saint-Germain (PSG), którego właścicielem są Katarczycy. Piłkarze mieli umieszczone na trykotach zamiast własnych nazwisk imię Charlie, a na stronie internetowej widniało też hasło poparcia dla ofiar, ale zabrakło go na oficjalnych portalach mistrzów Francji prowadzonych w językach arabskim i indonezyjskim.

Na pytanie dziennikarzy „Journal du Dimanche" przedstawiciele działu prasowego PSG odpowiedzieli, że na tych stronach hasło „się nie zaktualizowało". Na obronę tego argumentu przytoczyli wywiad z Gregorym van der Wielem, w którym obrońca potępia zamach w redakcji tygodnika „Charlie Hebdo". Tekst ukazał się również w wersji arabskiej i indonezyjskiej. W potępienie terroryzmu mocno zaangażował się prezes PSG Nasser al-Khelaifi. Uczestniczył w niedzielnej demonstracji w Paryżu. W klapę płaszcza miał wpięty znaczek „Je suis Charlie".

Całe to zamieszanie dobrze oddaje stan francuskiego futbolu, w którym integracja muzułmanów postępuje opornie. Kiedy w 1998 roku „Trójkolorowi" zdobyli mistrzostwo świata, na Pola Elizejskie świętować sukces przyszło niemal tyle samo ludzi co w ostatnią niedzielę, by uczcić ofiary zamachu. Popularne było hasło, że reprezentacja, której symbolem jest syn imigranta z Algierii Zinedine Zidane, zjednoczy Francję. Chwytliwy slogan szybko okazał się mitem. Nawet w kadrze dochodziło do wewnętrznych konfliktów, kolejni trenerzy nie potrafili zintegrować zespołu złożonego z piłkarzy wychowanych w różnych kulturach.

Trener Francuzów Raymond Domenech musiał wprowadzić zasady halal (muzułmański sposób odżywiania się; podtrzymali to Laurent Blanc i Didier Deschamps), a także obowiązek kąpieli pod prysznicem w majtkach, tak żeby nie pokazywać intymnych części ciała.

Od lat francuska federacja ma kłopoty z wychowanymi w lokalnych szkółkach piłkarzami. Wielu z nich woli grać w seniorskiej reprezentacji kraju swoich rodziców, a nie dla Francji, która ich wyszkoliła. Tak postąpił w 2010 roku wspomniany El-Kaoutari, który wybrał Maroko. Obecnie nad tym, czy grać dla Algierii czy Francji, zastanawia się jeden z najzdolniejszych napastników ligi, piłkarz Olympique Lyon Nabil Fekir. Na Puchar Narodów Afryki jednak nie jedzie.

Jeden z przywódców francuskiego Maja '68, były poseł do Parlamentu Europejskiego Daniel Cohn-Bendit zgłosił pomysł, by na piłkarskie kluby zawodowe nałożyć podatek, z którego dochód byłby przeznaczony na akcje służące przeciwdziałaniu radykalnemu islamowi. – Futbol powinien w tej sprawie zrobić coś więcej – mówił Cohn-Bendit we francuskiej telewizji.

– Lubię tego człowieka, ale palnął głupotę. Niech takie rzeczy wygaduje w Niemczech (Cohn-Bendit ma podwójne obywatelstwo – przyp. red.), gdzie naprawdę można opodatkować kluby, a szczególnie przebogaty Bayern Monachium, ale my jesteśmy już nadmiernie obciążeni – skomentował wypowiedź polityka prezes Lille Michel Seydoux.

Piłka nożna
Szybcy i wściekli. Barcelona rozbiła Real i ma Superpuchar Hiszpanii, Wojciech Szczęsny z czerwoną kartką
Piłka nożna
Piłkarze bez przedłużonych kontraktów. Kto po sezonie może odejść za darmo?
Piłka nożna
Będzie pierwsze w tym roku El Clasico. Barcelona i Real zagrają o Superpuchar Hiszpanii
Piłka nożna
Puchary pustyni. W piłce wszystko jest jedynie kwestią ceny?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448410;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Piłka nożna
Piłkarz radomskiego klubu pobił kolegę do nieprzytomności. Klub zdecydował o karze