Była 80. minuta spotkania na Old Trafford, gdy Marcin Wasilewski wyskoczył do dośrodkowania i strzałem głową zdobył gola dla Leicester. Kiedy 19 sierpnia 1992 roku Robert Warzycha pokonał Petera Schmeichela, chyba nikt nie przypuszczał, że na kolejną bramkę polskiego piłkarza w Premier League przyjdzie nam czekać tak długo. Dokładnie 8200 dni.
Everton, w którym grał Warzycha, zwyciężył wtedy w Teatrze Marzeń 3:0. Leicester do trafienia Wasilewskiego przegrywał 0:3. Więcej goli kibice już nie zobaczyli, nie przeżyli również takich emocji jak we wrześniu. Jeszcze pół godziny przed ostatnim gwizdkiem United prowadzili 3:1 i wtedy zdarzyło się coś, co trudno wytłumaczyć. Stracili dwie bramki z gry, dwie z rzutów karnych i przegrali 3:5, kończąc mecz w dziesięciu (czerwona kartka Tylera Blacketta).
Dziś waleczny beniaminek z Leicester zamyka tabelę, a drużyna Louisa van Gaala próbuje odrabiać straty do Chelsea (10 pkt) i Manchesteru City (5 pkt), które w sobotę podzieliły się punktami (1:1). Oba gole w Londynie padły tuż przed przerwą. Najpierw Loic Remy, zastępujący zawieszonego Diego Costę, wykończył akcję kolegów, kilka minut później David Silva wepchnął z bliska do bramki piłkę po strzale Sergio Aguero. Frank Lampard, który przez 13 lat był idolem kibiców ze Stamford Bridge, wszedł na ostatni kwadrans. Witały go i żegnały brawa, tu wciąż się pamięta, jak wiele zrobił dla Chelsea.
– Jestem dumny ze swoich zawodników, byli lepsi niż gospodarze, tylko oni chcieli zwyciężyć. Jeśli będą tak grać dalej, łatwiej będzie obronić mistrzostwo – stwierdził Manuel Pellegrini. Co na to Jose Mourinho? Można się tylko domyślać. Portugalczyk, który nerwowo reagował na decyzje sędziego, kontynuuje swoją wojnę z mediami – znów nie pojawił się na konferencji prasowej.
Liverpool powinien odżyć po powrocie Daniela Sturridge'a, efekty widać było już w meczu z West Hamem (2:0), gdy młody angielski napastnik po pięciu miesiącach leczenia kontuzji wszedł na boisko w drugiej połowie i ustalił wynik.
Na ławkę Arsenalu wrócił Wojciech Szczęsny, a David Ospina ponownie nie puścił bramki (5:0 z Aston Villą). Tak jak Łukasz Fabiański, który zachował czyste konto w wyjazdowym spotkaniu Swansea z Southampton, wygranym 1:0.
Runda rewanżowa Bundesligi nie musi być wcale nudna. Nawet jeśli i tak na końcu triumfować będzie Bayern. Już w piątek Wolfsburg pokazał, że mistrzów Niemiec da się pokonać. Wcześniej nie udało się to nikomu. Strzelić Bawarczykom czterech goli też nie. Tyle Manuel Neuer stracił przez całą jesień. I pomyśleć, że poprzednio Bayern przegrał w kwietniu, z Borussią Dortmund, gdy był już pewny tytułu.