– Chłopaki, mówiłem to 200 milionów razy, mam kontrakt ważny jeszcze przez rok. W przyszłym sezonie nadal będę tu pracował i to wszystko na ten temat – zapewnił Guardiola niemieckich dziennikarzy, drążących temat jego ewentualnej przeprowadzki do Anglii. Informację o tym, że osiągnął już wstępne porozumienie z klubem zarządzanym przez arabskich szejków, podała w weekend katarska telewizja beIN Sports.
Guardiola witany był w Monachium jak król, ale od dwóch lat żyje w cieniu sukcesu Juppa Heynckesa, który zdobył z Bayernem potrójną koronę. Hiszpan miał zrobić z drużyny niemiecką wersję Barcelony, ale klubowa gablota z trofeami zapełnia się powoli. I choć w Monachium przekonują, że ten zespół stać na odrobienie trzech bramek straty, co w ponad 20-letniej historii LM udało się tylko Deportivo La Coruna (ćwierćfinał sezonu 2003/2004 z Milanem), we wtorkowy wieczór możemy być świadkami bawarskiej stypy.
Barcelona to nie Porto, wyeliminowanie kroczącej od zwycięstwa do zwycięstwa maszyny Luisa Enrique trzeba by rozpatrywać w kategoriach cudu. Guardiola zdaje sobie sprawę, że rzucenie się na rywali to słaby pomysł.
– Musimy grać uważnie i cierpliwie czekać na okazje, bo inaczej skończy się to dla nas tak jak rok temu z Realem – przypomina trener Bayernu. Ale jak tu szukać nadziei, gdy Katalończycy są równie skuteczni w ataku, jak w obronie? W ostatnich siedmiu meczach zdobyli aż 25 goli, nie stracili żadnego.
1/2 FINAŁU – REWANŻE