Piłkarze zadowoleni, mówiący o ważnym punkcie zdobytym z trudnym przeciwnikiem. Trener Jerzy Brzęczek narzeka co prawda na styl, ale równocześnie podkreśla, że „najważniejsze są punkty i to, że jesteśmy liderem", więc w sumie też jest zadowolony. Tymczasem powodów do zadowolenia nie ma.
– A panu się podobało? No to jesteśmy zgodni, żadnemu z nas tydzień z reprezentacją się nie podobał – odpowiada pytaniem na pytanie „Rz" prezes PZPN Zbigniew Boniek. – Tylko jeśli spodziewa się pan wielkich newsów, to niestety będę musiał pana rozczarować. Wiem, że według mediów najłatwiej wszystko zmienić, wyrzucić, zrobić rewolucję. A to nie jest moment na nerwowe ruchy. Trzeba się raczej zastanowić, co zawiodło i co zrobić, by już się nie powtórzyło.
Drużyna Brzęczka wciąż jest liderem grupy i faworytem do awansu na przyszłoroczne mistrzostwa Europy, ale zawdzięcza to przede wszystkim losowaniu z pierwszego koszyka (spadek po Adamie Nawałce) i temu, że przydzielono nam za rywali drużyny pokroju Austrii i Słowenii. Awans jest w tej sytuacji obowiązkiem i planem minimum. Niestety ta reprezentacja nie daje nadziei, że na Euro nie skończy się na klasycznych trzech meczach: otwarcia, o wszystko i o honor.
Wynik z Austrią był lepszy niż gra. Ostatnim zespołem, który aż tak zdominował biało-czerwonych w meczu na Stadionie Narodowym, byli Niemcy jesienią 2014 roku, którzy przyjechali do Warszawy w glorii panujących mistrzów świata. W dodatku – o czym nie trzeba przypominać – drużyna Joachima Loewa opuszczała stolicę bez punktów, bo mecz przegrała 0:2. Innym udawało się tylko incydentalnie spychać biało-czerwonych do tak głębokiej defensywny, a Austriacy od pierwszej do ostatniej minuty czuli się na murawie Narodowego jak u siebie nad pięknym modrym Dunajem.
Co by było gdyby
Jak bardzo źle grała drużyna Brzęczka, świadczy statystka mówiąca, że tylko 53 procent akcji Polaków przechodziło na połowę rywali. Innymi słowy, co druga akcja biało-czerwonych kończyła się przed linią środkową – to wynik zawstydzający. Dla porównania 75 procent akcji Austriaków przedostawało się na naszą połowę. Nawet we wspomnianym już meczu z Niemcami wskaźnik wychodzenia za linię środkową wyglądał znacznie lepiej (64 procent).