Leo Messi w sobotę potrzebny nie był. Kiedy Argentyńczyk – przez ostatnie dwa miesiące leczący kontuzję kolana – wchodził w 56. minucie na boisko, Barcelona prowadziła 3:0. Real, jak napisał później „AS", już wtedy był w ruinie, kibice na trybunach głośno domagali się dymisji trenera Rafy Beniteza, a także prezesa Florentino Pereza.
Hiszpan, znany z żelaznej dyscypliny, od początku nie był ulubieńcem fanów. Krytykowano go za styl, ale do niedawna bronił się wynikami. Miał zrobić porządki w szatni Królewskich, może się jednak okazać, że piłkarze zrobią porządek z nim. „Albo on, albo ja" – miał powiedzieć Cristiano Ronaldo w rozmowie z Perezem po El Clasico. Wyrok na Beniteza podobno już zapadł. „To więcej niż pewne. Pytanie tylko, czy odejdzie teraz czy w czerwcu" – zastanawia się „Marca".
Brawa dla Iniesty
Jeszcze przed meczem mówiono, że w razie ewentualnej porażki Beniteza mógłby zastąpić Zinedine Zidane, obecnie trener rezerw Realu. Ale nikt nie spodziewał się takiej różnicy klas. Keylor Navas w jeden wieczór puścił więcej goli niż w poprzednich dziewięciu spotkaniach, rozczarowali też inni rekonwalescenci: Sergio Ramos, Karim Benzema i Gareth Bale. Nie pomagał im wcale Ronaldo. Eksperyment Beniteza, czyli gra w ustawieniu 4-2-4, zakończył się kompletną klapą.
– To nasza zasługa, a nie wina rywali – przekonuje Luis Enrique. Rzeczywiście, jak ujęło „Mundo Deportivo", była to symfonia Barcelony. Doceniona nawet przez kibiców gospodarzy. Andres Iniesta żegnany był brawami, jego współpraca z Luisem Suarezem i Neymarem układała się perfekcyjnie. Ta trójka strzeliła wszystkie cztery bramki.
Barcelona wyprzedza Real już o sześć punktów (Atletico w przypadku zwycięstwa nad Betisem mogło zepchnąć Królewskich na trzecie miejsce; mecz zaczął się po zamknięciu tego wydania gazety). Większa różnica dzieli dwie najlepsze drużyny tylko we Francji (13 punktów przewagi PSG nad Olympique Lyon) i w Niemczech, gdzie Bayern po wygranej 3:1 w Gelsenkirchen oraz porażce Borussii w Hamburgu (1:3) odskoczył wiceliderowi z Dortmundu na osiem punktów. Do szczęścia zabrakło gola Roberta Lewandowskiego.