O tym, że Guardiola przejmie drużynę szejków, mówiło się od dobrych kilku tygodni. Od kiedy w grudniu najbardziej pożądany trener świata ogłosił, że nie przedłuży umowy z Bayernem, wskazywano tylko jeden kierunek – Premier League. Hiszpan łączony był i z Manchesterem United, i z Chelsea, ale to City od początku było faworytem tego wyścigu.
„Z szacunku do Manuela i zawodników postanowiliśmy ogłosić tę decyzję już teraz, by uniknąć niepotrzebnych spekulacji. Manuel poparł ten pomysł" – napisano w oświadczeniu. – Wiedziałem o tym od miesiąca – przyznał Pellegrini. Klub pochwalił się jednocześnie, że negocjacje z Guardiolą prowadził już w 2012 roku. Zostały przerwane, gdy Hiszpan przyjął ofertę z Monachium.
Arabscy właściciele zatrudnili wtedy Pellegriniego, ale nie przestali marzyć o Guardioli. A brak sukcesów w Europie tylko ich tęsknotę wzmacniał. Chilijczyk w pierwszym sezonie zdobył mistrzostwo i Puchar Ligi Angielskiej, w drugim nie wygrał już niczego.
Paradoksalnie, teraz Pellegrini ma wciąż szanse na wszystkie cztery trofea. W lidze traci tylko trzy punkty do prowadzącego Leicester, właśnie awansował do 1/8 finału Pucharu Anglii (zmierzy się z Chelsea), a 28 lutego zagra na Wembley o Puchar Ligi z Liverpoolem. Nie powinien mieć też kłopotów z awansem do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, bo trafił na Dynamo Kijów, a nie jak w poprzednich latach na Barcelonę.
Guardiola może więc przyjść do klubu sytego. Już to przerabiał w 2013 roku, gdy obejmował posadę w świętującym potrójną koronę Bayernie. Duch Juppa Heynckesa wciąż krąży po klubowych korytarzach.