Z całą pewnością nie sposób powiedzieć, że Stanisław Czerczesow w czasie swojej kadencji w Warszawie (od października 2015) stworzył zespół, który spełni w końcu nadzieje właścicieli Legii i awansuje do Ligi Mistrzów. Nawet w ostatniej kolejce długo bardzo Legia męczyła się z Pogonią i dopiero w końcówce bramki Nemanji Nikolicia i Kaspera Hamalainena spowodowały, że kibice mogli rozpocząć świętowanie bez obaw, że będzie to radość przedwczesna.
Zimą Bogusław Leśnodorski, Dariusz Mioduski i Maciej Wandzel zrobili dużo, by Legia świętowanie stulecia zaczęła od odzyskania mistrzostwa. Sprowadzenie Hamalainena, Ariela Borysiuka, Adama Hlouska, wypożyczenie Artura Jędrzejczyka – widać było, że wszystko zostało postawione na jedną kartę. Jednocześnie wiadomo jednak też, że tytuł, to ma być tylko wstęp. Że w końcu – po raz pierwszy od 1996 roku – polski klub ma awansować do Champions League. A po tym co pokazywała Legia ostatnimi tygodniami można śmiało stwierdzić, że bez głębokiego sięgnięcia do kieszeni przez właścicieli się nie obędzie. A i tak nie wiadomo czy to wystarczy.
Sezon 2015/2016 uratował Piast Gliwice. To dzięki zawodnikom ze Śląska i trenerowi Radoslavowi Latalowi emocje towarzyszyły nam do ostatniej kolejki. Niestety zabrakło im przede wszystkim doświadczenia Szkopuł w tym, że historia pamięta tylko o zwycięzcach. Mało kto za kilka miesięcy będzie wspominał, że to Piast poprzedniego sezonu bronił się przed spadkiem, a za chwilę rzucił wyzwanie możnym tej ligi.
Podobnie jak mało kto będzie wspominał styl, a właściwie brak stylu, w jakim Legia sięgnęła po mistrzostwo. Zawodnicy Czerczesowa bowiem przez cały sezon zachowywali się jakby trofeum należało im się z urzędu i ze względu na wspaniały jubileusz. Co gorsza jednak reszta klubów ekstraklasy wyglądała jakby z góry się na taki scenariusz sezonu zgodziła i nie zamierzała psuć warszawianom zabawy. Poza właśnie Piastem.
Ligę opuszczają Górnik Zabrze i Podbeskidzie Bielsko-Biała. Obie te historie są wyjątkowe. Podbeskidzie jeszcze w momencie dzielenia punktów i ligi na pół było w grupie mistrzowskiej. Wszystko dlatego, że Trybunał Arbitrażowy przy PKOl wstrzymał – wskutek odwołania klubu z Gdańska – karę odjęcia Lechii jednego punktu za niespełnienie wymogów licencyjnych (chodziło o opóźnienia w wypłatach dla zawodników z Gdańska). W środowisku rozpętało się typowo polskie piekiełko. PZPN twierdził, że Lechia nie ma prawa się odwoływać do TA przy PKOl, klub z Pomorza obstawał przy swoim i zrzucał odpowiedzialność na związek, który zbyt późno wysłał uzasadnienie, przez co działacze z Gdańska nie mogli złożyć odwołania wcześniej.