Anegdota, przytaczana nawet przez obecnych piłkarzy Nicei, głosi, że nie tak dawno przeciw temu klubowi nikt nie chciał grać. Na małym stadionie, z trybunami blisko boiska piłkarze rywali nie dość, że byli lżeni przez fanatycznych kibiców, z góry można było też założyć, że na murawie dostaną jeszcze kopniaka lub cios łokciem w żebra.
Niceę przez lata utożsamiano z brutalnym stylem gry, a wyniki były marne. Dni chwały z lat 50. i cztery tytuły mistrzowskie szybko poszły w zapomnienie. Później klub balansował między I i II ligą, ostatnie trofeum, Puchar Francji – z byłym zawodnikiem Zagłębia Sosnowiec, Legii i Górnika Łęczna Andrzejem Kubicą w składzie – wywalczył w 1997 roku, między 2002 i 2012 rokiem rozpaczliwie, choć skutecznie, bronił się przed spadkiem.
Po 13 kolejkach tego sezonu Nicea prowadzi w Ligue 1 z trzema punktami przewagi nad Monaco i PSG, dwójką finansowych potentatów. W derbach Lazurowego Wybrzeża pokonała Monaco 4:0, ograła także Marsylię i Lyon. Z PSG spotka się w grudniu. Gra ładnie i w duchu fair play – żaden zawodnik „Orłów" nie otrzymał jeszcze czerwonej kartki.
W drużynie jasno świeci gwiazda Mario Balotellego. Włoch został sprowadzony na Lazurowe Wybrzeże w ramach „detoksykacji". Żaden liczący się europejski klub nie chciał 26-letniego napastnika u siebie, obawiając się jego wybryków. We Francji wpływowy menedżer Mino Raiola proponował go najpierw Lyonowi, Bordeaux, Nantes. Spotkał się z odmową.
Na transfer do Nicei prezesa klubu Jeana-Pierre Rivere namówił obrońca Mathieu Bodmer. Rok wcześniej ten sam piłkarz przekonał prezesa, by podpisał umowę z Hatemem Ben Arfą, innym synem marnotrawnym. To był strzał w dziesiątkę. Francuz strzelił 17 goli, miał 6 asyst. Balotelli odradza się w Nicei w sposób równie efektowny. W pierwszych trzech meczach strzelił pięć goli. Koszulki z nazwiskiem napastnika rozchodzą się jak ciepłe bagietki. Kupcy przyjeżdżają także z Włoch.