Ostatnie wizyty Borussii w Monachium kończyły się koszmarnie. Dość powiedzieć, że w czterech poprzednich meczach ligowych na Allianz Arenie straciła aż 20 bramek, strzeliła tylko dwie. Jedyny zawodnik BVB, mający dodatni bilans spotkań z Bayernem (sześć zwycięstw, pięć porażek, dwa remisy) - Łukasz Piszczek - usiadł na ławce.
- Musimy być mężczyznami, nie chłopcami - przekonywał przed sobotnim hitem trener drużyny z Dortmundu Lucien Favre. Mówił też, że ma plan, jak zatrzymać Lewandowskiego, który w tym sezonie trafiał w każdym meczu Bundesligi i Ligi Mistrzów.
Plan można było jednak wyrzucić do kosza już po kilkunastu minutach. Polak urwał się obrońcom w polu karnym, wyskoczył do dośrodkowania Benjamina Pavarda i strzałem głową pokonał Romana Buerkiego. To był jego 17. gol w 19 spotkaniu z Borussią. Bardziej gnębił tylko bramkarzy Wolfsburga, Augsburga i Schalke.
- On jest jak Muhammad Ali - zachwycał się przed szlagierem w Monachium były obrońca Bayernu i Borussii Juergen Kohler, chwaląc sposób poruszania się Polaka po boisku. Lewandowskiego miało pilnować dwóch-trzech rywali, ale na polskim asie nie robiło to wcale wrażenia.
Borussia pierwszy - niecelny - strzał oddała dopiero tuż przed przerwą, ale to Bayern atakował groźniej. Drugą połowę rozpoczął od mocnego uderzenia. Lewandowski, naciskany przez przeciwnika, nie sięgnął piłki zagranej przez Thomasa Muellera, ale za jego plecami był jeszcze Serge Gnabry, któremu pozostało przyłożyć nogę i trafić do pustej bramki.