Rewolucja kadrowa w Lechu, zmiany na ławkach trenerskich i oczywiście nieodłączne w polskiej piłce absurdy – po sześciu tygodniach przerwy wraca ekstraklasa.
W Poznaniu lato było faktycznie gorące. Szefowie Lecha, którzy do tej pory przy transferach słynęli raczej z wielkopolskiej cnoty umiarkowania, tym razem zrobili rewolucję. Nenad Bjelica ma do dyspozycji aż 14 nowych piłkarzy i nawet jeśli pod uwagę weźmiemy, że część z nich to wracający z wypożyczeń gracze Lecha albo zawodnicy rezerw lub juniorów, to chorwacki trener wciąż mógłby wystawić jedenastkę złożoną z piłkarzy, których w zeszłym sezonie przy Bułgarskiej nie było.
Siedmiu nowych zawodników to obcokrajowcy, tylko jeden z nich ma przeszłość w lidze polskiej – Deniss Rakels (zanim wyjechał do angielskiego Reading, zaliczył świetne półtora sezonu w Cracovii). Reszta to wielka niewiadoma.
W Lechu zagrają szwedzki skrzydłowy Nicklas Barkroth, argentyński obrońca Vernon De Marco, Austriak urodzony w Bośni Emir Dilaver (także obrońca), duński napastnik, były król strzelców ligi norweskiej Christian Gytkjaer, chorwacki pomocnik Mario Situm oraz obieżyświat, który grał już w ośmiu różnych krajach, Czarnogórzec Nikola Vujadinović. Ile każdy z nich wniesie w pierwszej kolejności do Lecha, a w drugiej do ekstraklasy – trudno dziś powiedzieć.
Wiadomo natomiast, jak wielkim zaufaniem obdarzyli Bjelicę szefowie Lecha. Drużyna, którą kibice w Poznaniu będą oglądać, jest autorskim projektem tego trenera. I z tego będzie rozliczany.