Korespondencja z Paryża
Paryż jest dziś w praktyce strefą zmilitaryzowaną, zbudowaną z 44 tys. barierek, jakby wokół miasta zaciskały się pierścienie olimpijskie z żelaza. Stan podwyższonej gotowości widać na każdym kroku. Dostęp do obiektów jest odcięty, ruch na Sekwanie – wstrzymany, a wejścia w okolice aren igrzysk bronią uzbrojeni żołnierze, których do Paryża przyjedzie nawet 18 tysięcy. Blisko co czwarty zamieszka w największym od drugiej wojny światowej obozie wojskowym, w 14. dzielnicy.
Centrum miasta podczas igrzysk będzie podzielone na strefy. Dziś funkcjonują szara – wstęp na podstawie kodu QR mają tam mieszkańcy, lokatorzy hoteli, a także pracownicy sklepów i restauracji – oraz czerwona, gdzie wstrzymano ruch samochodów, ale można spacerować i jeździć na rowerze. Uzupełnią je do piątku czarna (dla akredytowanych, posiadaczy biletów oraz rezydentów) oraz niebieska, ta najłagodniejsza, dla spacerowiczów, rowerzystów i autoryzowanych aut.
Czytaj więcej
Igrzyska to przestrzeń pilnie strzeżona – także marketingowo. To oznacza, że choć impreza rozpocznie się za kilka dni, na Polach Elizejskich przypominają o niej jedynie flagi i witryny kiosków.
– Nie przypominam sobie w dziejach ochrony wielkich wydarzeń żadnego, które przypominałoby obecne – mówi minister spraw wewnętrznych Gerald Darmanin. Prezydent Emmanuel Macron uważa, że akurat on powinien pozostać na stanowisku co najmniej do zakończenia igrzysk, bo tego wymaga racja stanu. Zapowiedział więc rozejm w polityce i, wbrew Nowemu Frontowi Ludowemu, domagającemu się nominacji dla Lucie Castets, dymisji premiera Gabriela Attala na razie nie przyjmuje.