„Nie jest nią żaden z zawodników, mechaników ani członków sztabów szkoleniowych” – podkreśliła w komunikacie PGE Ekstraliga, ale zgodnie z procedurami kryzysowymi nakazała żużlowcom i trenerom zamknąć się w domach oraz odwołała najbliższe mecze ROW i Unii. Mecz tych zespołów odbył się w ostatni piątek. Osoby poddane kwarantannie mają mieć przeprowadzone testy, przy czym najwcześniej 20 lipca, by doszło do ewentualnej inkubacji koronawirusa i badanie było wiarygodne.
Lawina powstrzymująca rozpędzający się sezon ruszyła błyskawicznie. We wtorek odwołano też rundę Tauron SEC w Gnieźnie, czyli turniej z cyklu Indywidualnych Mistrzostw Europy. Mieli w nim w środę wystartować czterej zawodnicy, którzy uczestniczyli w meczu w Rybniku.
Ale to nie koniec, bo w barwach ROW jeździł m.in. Adrian Miedziński. Dzień później ten sam zawodnik wystąpił już jako reprezentant Apatora Toruń w meczu ze Startem Gniezno. Jak to możliwe? Żużlowe władze zdecydowały się w czasie pandemii wprowadzić instytucję „gościa”, która miała pozwolić zespołom z Ekstraligi na załatanie dziur w składzie, w przypadku stwierdzenia Covid-19 u któregoś z zawodników.
Jednak regulamin napisano tak, że zakażenie wcale nie jest konieczne, ekstraligowcy więc na coraz większą skalę zaczynają ściągać do siebie wyróżniających się zawodników z I ligi, wymieniając najsłabsze ogniwa. Apator rozdysponował już trzech „gości” – Miedziński dorabia w Rybniku, Chris Holder – we Wrocławiu, a jego brat Jack – w Gorzowie. A są zakusy są na kolejnych.
I tak rozwiązanie, które miało ochronić PGE Ekstraligę przed epidemicznymi perturbacjami, może okazać się dla niej źródłem problemów. Starszy z braci Holderów w piątek wystąpił w meczu swojej Sparty Wrocław z GKM Grudziądz, w sobotę w spotkaniu Apatora ze Startem, a w poniedziałek w Bydgoszczy w całkiem już towarzyskiej imprezie pod nazwą Indywidualne Mistrzostwa 1. Ligi Żużlowej. Po drodze miał oczywiście kontakt z Miedzińskim.