ME w lekkiej atletyce: Powrót wiary w królową sportu

Mistrzostwa w Berlinie były tanie, pełne usterek i – to nie sprzeczność – świetne do oglądania.

Aktualizacja: 13.08.2018 20:14 Publikacja: 13.08.2018 19:11

Mistrzostwa Europy okazały się świetnym telewizyjnym show.

Mistrzostwa Europy okazały się świetnym telewizyjnym show.

Foto: AFP

Dla większości dziennikarzy przybyłych do stolicy Niemiec to było główne zaskoczenie: padł mit o perfekcji organizacyjnej Berlina. Monumentalny stadion jak zawsze odegrał swoją rolę, ale podczas zawodów bywały na nim awarie prądu, w biurze prasowym zacinał się internet, w największe upały brakowało wody (albo była podgrzewana słońcem), system przekazywania wyników miewał zastoje, trzeba było improwizacji z programem startów w mieście, gdy na trasie chodu pojawił się gaz.

W tym rozgardiaszu odbyły się mistrzostwa, których nikt nie będzie wspominał źle. Pełne pasji, tłumnie odwiedzane, barwne i angażujące ludzi nie tylko na Stadionie Olimpijskim. Taki był pomysł Berlina – zrobić imprezę tanią, mniej wystawną, ale za to bliską ludziom. Bez przewlekłej uroczystości otwarcia, tylko z otwartym koncertem na Breitscheidplatz. Bez limuzyn z VIP-ami i pompatycznych przemówień – mistrzostwa nowych czasów miały być żywe, gęste od wydarzeń, zwarte i ciekawe. Takie były.

Pomysł, żeby miasto spotkało się z lekkoatletyką także tam, gdzie w grudniu 2016 roku ludzie ginęli pod kołami wielkiej ciężarówki prowadzonej przez zamachowca, wydawał się dyskusyjny, ale należy to przyznać – sprawdził się. Betonowe bloczki, stalowe ogrodzenia i liczne jawne oraz tajne patrole służb – to też był obrazek imprezy w mieście, ale nie przytłoczył całości.

Niemcy słusznie mogą się chwalić – przez sześć dni na stadion przyszło 360 tys. osób. Rekord sesji padł w sobotni wieczór, gdy na stadionie pojawiło się 60,5 tys. ludzi.

Breitscheidplatz odwiedziło w sumie około 150 tys. widzów, więc łączna półmilionowa publiczność mistrzostw Europy musiała zrobić wrażenie.

Mistrzostwa odniosły też sukces telewizyjny (z wielu krajów Europejskiej Unii Nadawców »EBU« spłynęły dane o znacznej oglądalności), co jednak jeszcze nie oznacza, że stały się w świadomości widzów częścią połączonych mistrzostw europejskich, jak je usiłowano zareklamować.

Przy wszystkich pochwałach związanych z bogactwem przekazu i innowacyjnością transmisji (laserowe linie pokazujące rekordy lub dystanse wymagane do awansu lub medali, „gorące krzesła" dla sportowców czekających na możliwy awans, wręczanie im „biletów do finału"), były to mistrzostwa tylko jednej dyscypliny. Z własnym logo, bohaterami i sportowymi uniesieniami.

Multidyscyplinarnego parasola nikt w Berlinie nie dostrzegał. Łączność z Glasgow, z pływakami, kolarzami, triatlonistami, golfistami zapewniały chyba tylko liczne wycieczki szkockich i angielskich emerytów, wypełniających obficie oficjalne hotele mistrzostw i trybuny Stadionu Olimpijskiego.

Lekkoatletyka w Berlinie obroniła się zatem, korzystając przede wszystkim z kibicowskiego zaangażowania i mocy samego sportu. Kto miał odrobinę dystansu, dostrzegł jednak niemieckie rozdwojenie postaw. Z jednej strony potężne pragnienie sukcesów, które kazało nie zauważać, że za młodymi gwiazdami chowają się niekiedy trenerzy z byłej NRD, że piasek na skoczni w dal grabiła Heike Drechsler, sława tej dyscypliny z lat państwowego wspomagania dopingowego, że ona i Marita Koch (rekordzistka świata na 400 m) w 2014 roku znalazły się w Galerii Chwały niemieckiego sportu. Z drugiej strony niemieccy działacze są twardzi dla Rosji, chętnie wspierają, skądinąd zasłużone sankcje. Tutejsze media wciąż śledzą wydarzenia w Moskwie i okolicach. W kwietniu telewizja ARD przyłapała chodziarzy trenujących z wyklętym za dopingowe winy trenerem Wiktorem Czeginem.

Wiadomość, że Danił Łysenko, skoczek wzwyż, wicemistrz świata z Londynu i halowy mistrz świata z Birmingham, nie został dopuszczony do startu w Berlinie, bo nie był kilka razy osiągalny dla kontrolerów z IAAF, stała na czołówkach gazet sportowych. Uwierzyć, że własne i cudze występki Niemcy będą sądzić tą samą miarą, nie jest łatwo.

Kiedy jednak siedzi się na wielkim stadionie i ogląda dobrze skonstruowane widowisko, kiedy sportowcy, po prostu robią swoje, nawet nie bijąc kosmicznych rekordów, tylko te na skalę obecnych możliwości, to wraca wiara w lekkoatletykę, w urok najprostszych form rywalizacji: kto szybszy, skoczniejszy, silniejszy.

Odkrycie, że w tym trochę oczyszczonym z dopingu sporcie liczymy się znów, na równi z Niemcami i Wielką Brytanią, to była największa polska przyjemność mistrzostw w Berlinie.

Zyskiem całego Starego Kontynentu jest to, że telewizje publiczne pod szyldem EBU znalazły nową telewizyjną zabawę, która może stać się poważnym biznesem, ale wymaga jeszcze sporo zmian.

Mistrzostwa w łączonej wersji telewizyjnej EBU/EAA wrócą dopiero za cztery lata. Jeszcze nie wiadomo gdzie. Za dwa lata, tuż przed igrzyskami w Tokio, lekkoatleci spotkają się w Paryżu, na skromnym stadionie Charléty (19 tys. miejsc), który podczas lekkoatletycznych MŚ' 2003 służył jako miejsce rozgrzewkowe, główna impreza była na Stade de France.

Czy na Charléty wróci duch uroczego berlińskiego nieładu połączonego z entuzjazmem znającej sport publiczności? Trudno orzec, ale Marie-José Pérec i Eunice Barber zapewniały, że nawet jeśli Paryż nie będzie miał niemieckiej frekwencji, to jeszcze bardziej zbliży lekkoatletykę do miasta i pokaże, że zbliżające się igrzyska w 2024 roku to będzie francuski sznyt i smak.

Lekkoatletyka
Wojciech Nowicki nie składa broni. Dźwiga cztery samoloty miesięcznie
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Lekkoatletyka
Mistrz kontra mistrz. Wielki pojedynek na Diamentowej Lidze w Polsce
Lekkoatletyka
Startuje "Złota Seria 42". Na to czekali polscy biegacze
Lekkoatletyka
Halowe mistrzostwa świata. Sztafeta wraca na podium, Polki ze srebrem w Nankinie
Materiał Partnera
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Lekkoatletyka
Lekkoatletyczne ostatki. Niewykorzystana szansa Polaków w Nankinie
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście