Dwa lata temu w Belgradzie Polska była najsilniejsza w Europie – zdobyła 12 medali, wśród nich było złoto Adama Kszczota na 800 m, Marcina Lewandowskiego na 1500 m, Piotra Liska w skoku o tyczce, Sylwestra Bednarka w skoku wzwyż, Konrad Bukowieckiego w pchnięciu kulą i obu sztafet 4x400 m.
W tym roku do Szkocji poleciały 32 osoby, ponad jedna trzecia to medaliści z Belgradu (jeśli policzyć uczestniczki i uczestników zwycięskich sztafet), nie będzie tylko „Profesora" Kszczota, który tej zimy w hali nie startuje i Rafała Omelko (indywidualne srebro na 400 m). Inne i inni są, wystartują i założenie, że przywrócą emocje podobne do tych w Belgradzie, jest w pełni uzasadnione.
Powodów jest wiele. Dali je tyczkarze Piotr Lisek (ma obecnie najlepszy w tym sezonie wynik na świecie – 5,93 m) i Paweł Wojciechowski, który skoczył 5,80; ponownie chętna do sportu jest sprinterka Ewa Swoboda (srebrna medalistka sprzed dwóch lat, teraz prowadzi w tabeli najlepszych wyników w Europie na 60 m – 7,08), świetnie prezentują się „aniołki Matusińskiego" Iga Baumgart-Witan i Justyna Święty-Ersetic, które na 400 m mają najlepsze czasy tego sezonu, więc i cała sztafeta będzie bardzo silna. Mocni są kulomioci Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk, obiecuje dobre biegi na 1500 m Sofia Ennaoui i oczywiście Marcin Lewandowski, który może pojawi się na starcie 800 i 1500 m.
Lekkoatleci mają w tym roku bardzo późno mistrzostwa świata w Dausze (na przełomie września i października), więc niektóre sławy, jak Kszczot, opuściły sezon zimowy i mistrzostwa w Glasgow. Sporo konkurencji będzie jednak miało poziom światowy.
Warto, poza Polkami i Polakami, patrzeć na biegi średniodystansowe Brytyjki Laury Muir i Niemki Konstanze Klosterhalfen, daleko powinna skakać w dal Serbka Ivana Spanović, wysoko powinny skakać Rosjanki Maria Lasickene (w tym roku 2,04 m wzwyż) i Anżelika Sidorowa (4,91 o tyczce) – choć trzeba przypomnieć, że ekipa Rosji będzie wciąż startować pod flagą neutralną, a złoty medal nie oznacza odegrania hymnu narodowego.