Relacja z Dauhy
W piątkowy wieczór na stadionie Khalifa można było wreszcie poczuć się jak na dobrym, sportowym widowisku. Sporą część reklamowych płacht zwinięto do magazynów, a atmosfera, jaką tworzyli kibice, przypominała, że jesteśmy na poważnej imprezie. W takich okolicznościach aż chciało się rywalizować o medale i bić rekordy.
Tłumy na trybunach to nie przypadek. W skoku wzwyż startował ulubieniec publiczności, trenowany przez Stanisława Szczyrbę, wracający po poważnej kontuzji Mutaz Essa Barshim. Skoczył 2,37, tytuł obronił, zdobył pierwsze złoto dla Kataru, wprawiając widzów w euforię, ale hymnu mu nie odegrano. Doszło do awarii dźwięku. Ceremonia odbędzie się zapewne w sobotę.
Ci, którzy przyszli dopingować Barshima, dostali w pakiecie rekord świata na 400 m ppł. Pobiła go Amerykanka Dalilah Muhammad (52,16), poprawiając minimalnie własny rezultat sprzed kilku miesięcy. Niesamowity finisz miała męska rywalizacja na 3000 m z przeszkodami. Broniący tytułu Kenijczyk Conseslus Kipruto pokonał o 0,01 s Lamechę Girmę z Etiopii.
Jeszcze nie o medal, ale o wejście do finału walczył Marcin Lewandowski. Nie zbierał się tak długo do ataku jak w kwalifikacjach. Wygrał, awansował z najlepszym czasem 3.36,50.