Wiedziałem, że nie uwolnię się od pytań, dopóki nie pobiję tego rekordu

Nowy rekordzista świata Armand Duplantis o mityngu w Toruniu, olimpijskim skoku Władysława Kozakiewicza w Moskwie i łzach w ramionach mamy.

Aktualizacja: 09.02.2020 21:56 Publikacja: 09.02.2020 19:59

Wiedziałem, że nie uwolnię się od pytań, dopóki nie pobiję tego rekordu

Foto: AFP

Co czuje rekordzista świata?

To wszystko jest szalone i nie do końca do mnie dociera. Mam wrażenie, że to są jakieś halucynacje, wielkie oszustwo. Nadszedł moment, o którym marzyłem od dziecka, od trzeciego roku życia. Wszystko, co robiłem, prowadziło właśnie do tej chwili. Podczas konkursu byłem bardzo skoncentrowany, już w pierwszej próbie ataku na 6,17 m rekord był blisko. Powiedziałem sobie: „W porządku, mam jeszcze dwa skoki. W jednym z nich mi się uda. Nie wyjdę z tej hali z pustymi rękami".

Po skoku błyskawicznie ruszył pan w kierunku trybun...

Musiałem znaleźć mamę. Wyściskałem ją, łzy napłynęły mi do oczu. Wszystko wyglądało tak, jak sobie wymarzyłem. Szkoda, że w Toruniu nie było z nami taty, który jest obecnie w USA. Dobrze, że była ona. Chwilę później usłyszałem muzykę, zacząłem tańczyć. To działo się naprawdę szybko.

Po konkursie w Düsseldorfie czuł pan, że rekord jest na wyciągnięcie ręki?

Czułem, że mam szansę, że jest taka możliwość. W sporcie na sukces zawsze musi się jednak złożyć dużo małych elementów. Nigdy nie wiesz, kiedy to się uda. Czułem presję. Każdy, kto do mnie podchodził, zagadywał o rekord świata. Wiedziałem, że nie uwolnię się od tych pytań, dopóki go nie pobiję. Kamień spadł mi z serca.

Kilka godzin przed konkursem opublikował pan na Instagramie zdjęcie Władysława Kozakiewicza z igrzysk olimpijskich w Moskwie. Dlaczego?

To była moja inspiracja. Często przed zawodami oglądam konkursy z przeszłości i tego dnia wpadłem akurat na Kozakiewicza. Jego występ w Moskwie wyglądał wspaniale, to była wielka chwila w historii skoku o tyczce.

Co dalej? Jak wysoko może pan skoczyć?

Nie wybiegam w przyszłość, robię krok za krokiem. Na razie muszę przede wszystkim wcześnie iść spać, bo za chwilę czekają mnie kolejne starty.

Będzie pan świętował?

Nie planuję. Najważniejszy jest dobry wypoczynek, odzyskanie koncentracji i zejście na ziemię. W chwilach dużej adrenaliny przytrafiają się najgroźniejsze kontuzje. Nie będzie łatwo, ale próbuję skupiać się na kolejnym konkursie i rywalach, których tam spotkam. Kocham rywalizację, a skok o tyczce to przede wszystkim zawody. Kolejne czekają w sobotę w Glasgow. Najpierw muszę je wygrać, a dopiero później myśleć o rekordach.

Pamięta pan, jak rekordy świata bił Siergiej Bubka?

Centymetr po centymetrze. Nie wiem, jak będzie w moim przypadku. Przed skokiem na 6,17 m naprawdę nie myślałem o tym, co wydarzy się później. Dziś moje nazwisko jest w tym samym miejscu co „Bubka" czy „Lavillenie". Chciałem tego przez całe życie. Nie jestem w stanie w tym momencie wyjaśnić, co dzieje się w mojej głowie. To szalone, jak marzenia się spełniają.

—wysłuchał w Toruniu Kamil Kołsut

Lekkoatletyka
Upadek domu Ingebrigtsenów. Czy ojciec jednego z najlepszych biegaczy świata krzywdził dzieci?
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna znów pobił rekord świata. Czy zrobił to uczciwie?
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego. Najstarszy polski mityng wraca na Stadion Śląski
Lekkoatletyka
Grand Slam Track. Michael Johnson szuka Świętego Graala
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Lekkoatletyka
Klaudia Siciarz kończy karierę. Niespełniona nadzieja polskich płotków