Drugi rekord świata nieprawdopodobnego Usaina Bolta

Najszybszy człowiek świata przebiegł 200 m w 19,30 sekundy, poprawił ponoć nieosiągalny wynik Michaela Johnsona sprzed dwunastu lat. Nie chciało się w to wierzyć i jednocześnie oglądało z zapartym tchem

Aktualizacja: 21.08.2008 01:44 Publikacja: 20.08.2008 21:56

Usain Bolt

Usain Bolt

Foto: AFP

To jest wyczyn większy, niż ten, na 100 metrów. Bolt przekracza granice wyobraźni i jednocześnie chce nas przekonać, że to wciąż jest beztroski sport. Przebił taśmowe wykuwanie złota na basenie przez Michaela Phelpsa, przebił wszystko, co tej pory działo się na igrzyskach w Pekinie. Tym razem także maskował formę w eliminacjach, półfinał wygrał w czasie 20,09, niezłym, ale nie poruszającym żadnych emocji. Pierwsza myśl po strzale startera w finale – tym razem biegnie na poważnie.

Stojąc przed blokami przeszedł prezentację trochę machinalnie, poważna mina, nie było pozowania, krzyków i nadmiernej gestykulacji. Żółta koszulka, palec na duży napis: Jamajka.

Ruszył tak, żeby nie zostały wątpliwości, że się oszczędza. Na wirażu miał dwa metry przewagi nad Amerykaninem Shawnem Crawfordem, trzy nad pozostałymi. Potem odleciał. Gdy tak połykał przestrzeń wielkim susami, zaczarował stadion. To są widowiska niepowtarzalne, powtórki pokazują szczegóły, ruchy barków, krople potu, skrzywienie na twarzy, ale wspólnego zatrzymania oddechu przez ogromny stadion nie skopiuje się na ekranie telewizora.

Pracował jak umięśniona maszyna do samego końca. Przebiegł metę, rzucił okiem na zegar i na wirażu padł z radości na plecy. Churandy Martina z Antyli Holenderskich był drugi, Crawford trzeci, ale w tym biegu nie było drugiego, czy trzeciego, nie było nikogo poza zwycięzcą. Zresztą komisja techniczna zdyskwalifikowała najpierw Wallace'a Spearmana, a po proteście ekipy USA także Martinę za przekroczenie linii. Brąz dla Waltera Dixa może trochę pocieszył Amerykę.

Zegar znów pokazał inny czas nieoficjalny, niż ten, który jest od wczoraj rekordem świata. 19,31, o jedną setną sekundy lepiej, niż Johnson swym kaczym stylem w Atlancie. Jak nazwać styl Usaina Bolta? Susy wielkiego strusia? Po niedługiej chwili pojawiło się 19,30 i nad nim pięć liter: NEW WR.

Jamajski sprinter wrócił błyskawicznie do roli rozbawiacza tłumów. Zrzucił złote kolce, wykonał boso taniec z flagą, ryknął do kamery: – Jestem numer 1! Palec w górę i uśmiech, któremu musimy wierzyć. Tłum dziennikarzy ruszył na spotkanie z cudem wszech czasów jamajskiej lekkiej atletyki.

Mistrz ma dziś 22 urodziny, niemal każdy pytający każdy zaczynał od życzeń, a potem dowiadywał się, że tajemnica jego sprintów może tkwić w codziennym jedzeniu kawałków kurczaka w panierce znanego sponsora igrzysk, że nie lubi być porównywany do Michaela Johnsona (– Jestem Błyskawica, Błyskawica – powtórzył), ani, na tych igrzyskach, do Michaela Phelpsa. Na pytanie dlaczego woli 200 m od stu, odpowiedź brzmiała: – Bo jakoś tak kocham ten dystans, nie umiem tego inaczej wytłumaczyć. Pocieszył biegaczy na 400 m, że nie zamierza na razie atakować rekordu świata na tym dystansie, lecz w przyszłości, kto wie. Przed nami jeszcze trzeci akt widowiska z Błyskawicą w roli głównej, sztafeta 4x100 m. Dekorację najlepszych sprinterów na 200 m przełożono na czwartek wieczorem. Będzie jeszcze jeden dzień podkreślania wyjątkowości tych igrzysk.

Wszystko co było wcześniej i później straciło znaczenie, ale nie takie, żeby nie opiusać kilku innych chwil na stadionie, który od środy powinien mieć imię Usaina Bolta. Najpierw zaczął się rzut młotem. W wykonaniu kobiet może budzić kontrowersje, ale w wykonaniu Chinki Zhang Wenxiu budził krzyk radości 90 tysięcy rodaków, nawet, jeśli miotaczka nie była wstanie wyrwać złota niezbyt znanej Białorusince Aksanie Miankowej i srebra dobrze znanej Kubance Yipsi Moreno.

Panna Zhang była najmłodsza z finalistek, 22 lata, to wiek, w którym dobra młociarka dopiero zaczyna prawdziwą karierę (chciałoby się powiedzieć adekwatnie, że się rozkręca), ale Chinka nie zjawiła się w finale nagle, rzucała już 70 m jak była nastolatką. Rewelacją konkursu, w stylu, który można by nazwać po zawodach pływackich chińskim, okazała się Miankowa. Rok temu rzucała niecałe 74 metry, dwa lata temu też coś koło tego, a jeszcze dawniej świat o niej niewiele wiedział. W Pekinie trach, 76,34 w piątej próbie, rekord olimpijski.

Jeśli coś jeszcze zaskakuje, to chudość białoruskiej mistrzyni, 186 cm wzrostu, w papierach 85 kg wagi, ale oko widziało wręcz szczupłą, bardzo umięśnioną kobietę o potarganej blond fryzurze. Duży kontrast z resztą uczestniczek.

W finale były dwie Polki. Anita Włodarczyk zajęła niezłe, szóste miejsce. Kamila Skolimowska ostatnie, dwunaste. Wszystkie jej próby poszły w siatkę. Okazało się, że była mistrzyni igrzysk ma od miesiąca coś w rodzaju przepukliny, prawa noga zamiast nadawać rozpęd ciału, nadaje się do podpierania. Polka stwierdziła również, że przegrała walkę z pekińskim klimatem, co udokumentowała kaszlem. Wystartowała na własną prośbę, przegrała na własną prośbę.

Zanim zobaczyliśmy nieprawdopodobny show Jamajczyka, była jeszcze dekoracja Piotra Małachowskiego i półfinały mieli płotkarze na 110 m. Proszę zapamiętać to nazwisko: Artur Noga, lat 20, 196 cm wzrostu, mistrz świata juniorów i mistrz Europy juniorów. Od mistrzostw Polski 6 lipca do środowego biegu poprawił rekord życiowy z 13,47 do 13,34. Jeśli w finale wyjdzie mu start (– Takiego wielbłąda trudno rozpędzić, ale potem idzie już dobrze – tłumaczył nam po awansie) ma być rekord kraju i może coś jeszcze...

Anna Jesień w finale 400 m ppł była piąta. – Gdybym poprawiła rekord życiowy, to pal diabli miejsce poza podium, ale nie poprawiłam, więc jestem zawiedziona – powiedziała. Noc w Pekinie, znów jednak należała do Usaina Bolta. Nie sposób uwierzyć, że człowiek może tak szybko biegać i nie sposób nie chcieć, by w sporcie były uczciwe sposoby na takie wyjątkowe biegi.

To jest wyczyn większy, niż ten, na 100 metrów. Bolt przekracza granice wyobraźni i jednocześnie chce nas przekonać, że to wciąż jest beztroski sport. Przebił taśmowe wykuwanie złota na basenie przez Michaela Phelpsa, przebił wszystko, co tej pory działo się na igrzyskach w Pekinie. Tym razem także maskował formę w eliminacjach, półfinał wygrał w czasie 20,09, niezłym, ale nie poruszającym żadnych emocji. Pierwsza myśl po strzale startera w finale – tym razem biegnie na poważnie.

Pozostało 91% artykułu
Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem