Jubileusz królowej sportu

Na galę w Warszawie przyjechali nawet mistrzowie olimpijscy Józef Szmidt i Ewa Kłobukowska, którzy do tej pory unikali takich spotkań

Publikacja: 23.11.2009 00:59

Józef Szmidt (z lewej) i Artur Partyka, dla którego spotkanie z dawnym mistrzem było wielkim przeżyc

Józef Szmidt (z lewej) i Artur Partyka, dla którego spotkanie z dawnym mistrzem było wielkim przeżyciem

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Pierwszy złoty medal w historii polskiego sportu zdobyła na igrzyskach w Amsterdamie (1928) dyskobolka Halina Konopacka. Lekkoatleci sprawiali nam przez kilkadziesiąt lat mnóstwo radości swoimi medalami i rekordami. Podczas gali w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego uhonorowano najlepszych. Ponad 40-osobowa kapituła – złożona z działaczy, trenerów i dziennikarzy – pod wodzą prezesa PZLA Jerzego Skuchy dokonała wyboru najlepszych w 90-leciu.

Nominowano 142 kobiety w 20 konkurencjach i 163 mężczyzn w 21 konkurencjach. Na bal przyszło ponad 300 osób.

Od kiedy w roku 2007 w wieku 94 lat zmarła brązowa medalistka igrzysk w Berlinie Maria Kwaśniewska-Maleszewska, nie ma już nikogo z przedwojennych mistrzów. Ale to ją uznano za najlepszą oszczepniczkę 90-lecia, podobnie jak Halinę Konopacką za najlepszą dyskobolkę, a mistrza z Los Angeles (1932) Janusza Kusocińskiego za najlepszego biegacza na 10 tys. metrów.

Honory odbierali osobiście sportowcy unikający do tej pory tego rodzaju spotkań: Ewa Kłobukowska i Józef Szmidt.

Kłobukowska była w połowie lat 60. najszybszą kobietą świata. Na igrzyskach w Tokio (1964) zdobyła brązowy medal na 100 metrów i złoty w sztafecie. Rok później ustanowiła rekord świata (11.1 sek.), a w 1966, podczas mistrzostw Europy, pobiegła na ostatniej zmianie sztafety tak szybko, że zaczęto podejrzewać, czy aby na pewno jest stuprocentową kobietą. MKOl i Międzynarodowa Federacja Lekkiej Atletyki nawet ją zdyskwalifikowały, ale po latach przyznały się do błędu. Kłobukowska bardzo to wszystko przeżyła, nie przyjmowała zaproszeń i dopiero od niedawna zaczęła się pokazywać publicznie. W piątek, kiedy odbierała nagrodę dla najlepszej w historii sprinterki, otrzymała burzę oklasków.

Sytuacja Józefa Szmidta jest inna. On pierwszy przekroczył w trójskoku 17 metrów (17,03 na mokrej żużlowej bieżni stadionu w Olsztynie, w roku 1960), zdobył dwa złote medale olimpijskie (1960 i 1964), dwukrotnie został wybrany na najlepszego sportowca Polski w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. Ale kiedy Szmidt, urodzony w Bytomiu, wtedy jeszcze to miasto nazywało się Beuthen (a on najpierw nosił nazwisko Schmidt), chciał po zakończeniu kariery, jak wielu Ślązaków, wyemigrować do Niemiec, nie otrzymał zgody. Wyjechał więc jako kibic na mecz piłkarski Polski z Holandią w Amsterdamie w roku 1975 i stamtąd przeniósł się do Niemiec. Wrócił po 19 latach, osiedlił się na wsi pod Drawskiem, hoduje kozy i nie otwierał dziennikarzom drzwi.

Powrót mistrza do publicznego życia nastąpił przed miesiącem, kiedy przyjął zaproszenie na galę PKOl. W piątek przyjechał do Warszawy ponownie. Cichy, małomówny, mający kłopoty ze słuchem, już nie unika dziennikarzy. – Te kamery, mikrofony to nie jest mój żywioł, ale wiem, że to dla was konieczne. Dobrze się tu czuję, bo spotkałem na sali wielu dawnych przyjaciół i znajomych. Przypominają się dawne piękne czasy, słynne mecze, wyjazdy, igrzyska. Ludziom w moim wieku to jest potrzebne i sprawia przyjemność – powiedział Józef Szmidt.

Miejsce przy sąsiednim stoliku zajmowała mistrzyni olimpijska w skoku w dal Elżbieta Duńska-Krzesińska. Autograf na zdjęciu poprzedza życzeniami i podpisuje „Srebrno-złota Ela”. Obok srebrna medalistka w skoku wzwyż z Rzymu Jarosława Jóźwiakowska-Bieda, brązowy medalista Kazimierz Zimny, średniodystansowiec Witold Baran.

Jest, jak zwykle, Irena Szewińska, która dzięki swoim wyjątkowym wynikom została członkiem MKOl. Dalej średnie pokolenie: Grażyna Rabsztyn, Teresa Sukniewicz, Władysław Kozakiewicz, Jacek Wszoła, Mirosław Wodzyński, Marian Woronin, Grzegorz Cybulski.

Dzisiejszych mistrzów, którzy uświetnili galę: Lidii Chojeckiej, Wioletty Frankiewicz-Janowskiej, Anny Jesień, Roberta Korzeniowskiego, Pawła Czapiewskiego, nierozłącznych przyjaciół Tomasza Majewskiego i Piotra Małachowskiego, Szymona Ziółkowskiego nie było jeszcze na świecie, kiedy pokolenie Józefa Szmidta stawało na najwyższym stopniu olimpijskiego podium.

Wszystkich mistrzów podczas wręczania nagród traktowano jednakowo: wielkim aplauzem. Sala wstała tylko raz, po pełnym pasji i stosownego w takiej sytuacji patosu wystąpieniu 88-letniego red. Bohdana Tomaszewskiego. Bez jego radiowych transmisji i książek polska lekka atletyka byłaby uboższa.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[mail=s.szczeplek@rp.pl]s.szczeplek@rp.pl[/mail][/i]

Lekkoatletyka
Bogaty rok lekkoatletów. PZLA ratyfikował 88 rekordów Polski
Lekkoatletyka
Diamentowa Liga. Armand Duplantis i Jakob Ingebrigtsen wrócą do Polski po pierścień
Lekkoatletyka
Sebastian Chmara prezesem PZLA. Nie miał konkurencji
Lekkoatletyka
Medal po latach. Polacy trzecią drużyną Europy w Gateshead
Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego