Tyczki na dach i jazda

Pierwszym Polakiem, który w czasie pandemii wystartuje za granicą, będzie tyczkarz Piotr Lisek. Zmierzy się w Goeteborgu z Armandem Duplantisem.

Aktualizacja: 02.07.2020 21:26 Publikacja: 02.07.2020 19:11

Tyczki na dach i jazda

Foto: shutterstock

Co pana podkusiło, żeby płynąć na mityng do Szwecji?

Chciałem wziąć udział w zawodach na poziomie i stawić czoła rywalom, przeciwko którym trzeba się spiąć. Tydzień temu wystartowałem na mityngu przy Woronicza, ale to była zabawa. Teraz ruszam pełną parą. Na zawodach w Goeteborgu będzie Duplantis, czyli rekordzista świata. Dawno się nie widzieliśmy. Przypomnę sobie dreszczyk emocji, który towarzyszy startom. Jadę w piątek do Świnoujścia i tam wsiadam na prom. Konkurs w sobotę.

Wyjazd na zagraniczny mityng to znak, że sytuacja powoli wraca do normy?

To przede wszystkim oznacza, że Piotr Lisek wreszcie wraca do pracy. Coś w tym jednak jest, że powoli wracamy do normalnego życia. Większość z nas ma jednak świadomość, że sport to tylko rozrywka. Będziemy się pilnować, zdrowie jest najważniejsze.

Waszej rywalizacji będą towarzyszyć specjalne środki bezpieczeństwa?

Myślę, że organizatorzy podejdą do tego z głową. Podczas zawodów przy Woronicza wszyscy, poza zawodnikami, musieli nosić maski ochronne. Nam nakazano 2-metrowe odstępy, co było widać podczas prezentacji. Strefa dla zawodników została mocno ograniczona i przebywało w niej wąskie grono ludzi: startujący, obsługa techniczna oraz sędziowie.

Jak się pan czuł, skacząc bez publiczności?

Przyjemnie, bo wiedziałem, że zawody są transmitowane i kibice mimo wszystko siedzą przed telewizorami. Ten mityng miał formę pikniku, nie było więc zbyt dużej presji – jedynie taka, jaką sam sobie nałożyłem.

5,60 metra to dobre otwarcie sezonu?

Zdarzały mi się słabsze. Wiadomo, że zawsze chciałoby się więcej i wyżej, ale jak na pierwszy start – było super. Dawno nie startowałem, przez kontuzję straciłem sezon halowy. Musiałem się wdrożyć i przypomnieć sobie, jak krzyknąć na rozbiegu.

Powiedział pan, że cieszy się na rywalizację z Duplantisem. Jego 5,86 m z Oslo robi wrażenie?

To gigant, choć niski. Można powiedzieć, że zaczął w światowym skoku o tyczce nową erę, trudno będzie z nim rywalizować.

Chce pan powiedzieć, że teraz na wielkich imprezach czeka was walka o drugie miejsca?

Wszyscy traktujemy wyniki Duplantisa poważnie, ale pamiętajmy, że największe piękno sportu tkwi w jego nieprzewidywalności.

Skoki na rekord świata są jednorazowe i nikt nie może oczekiwać, że Mondo będzie je oddawać na każdych zawodach. Na pewno w karierze przytrafią mu się momenty, kiedy zaliczy zjazd, a ktoś inny trafi na szczyt formy i zwycięży.

Pandemia koronawirusa i odwołanie mistrzostw Europy oraz przełożenie igrzysk olimpijskich musiały wpłynąć na plan treningowy. Stać pana w tym roku na 6-metrowe próby?

Okres przygotowawczy był bardzo trudny, mój szkoleniowiec Marcin Szczepański zafundował mi katorżniczy trening. Chodzi zarówno o jego długość, jak i obciążenie fizyczne oraz psychiczne.

Nie jest łatwo pracować, kiedy człowiek widzi kartkę zapisaną od góry do dołu wyczerpującymi ćwiczeniami. Brak zawodów sprawił, że mogliśmy nadrobić zaległości, które nagromadziły się przez lata kariery. Trenowaliśmy naprawdę mocno i nie żałuję. Trudno dziś powiedzieć, na jakich wysokościach będę latał. Forma ma być za rok, podczas igrzysk w Tokio.

Zawsze słynął pan z tego, że dużo startuje, wśród tyczkarzy prawdopodobnie najczęściej na świecie. Teraz udało się zapełnić kalendarz?

Na pewno startów będzie mniej niż zwykle, bo straciliśmy miesiąc. Problemem może być dotarcie w miejsce zawodów. Planuję w miarę możliwości jeździć na nie samochodem, a nie samolotem – to opcja bardziej bezpieczna. Łatwiej też transportować sprzęt, bo w czasie pandemii to jeszcze trudniejsze niż zwykle. Biorę więc tyczki na dach i jazda!

Co będzie głównym celem? Mistrzostwa Polski, Memoriał Kamili Skolimowskiej, Diamentowa Liga w Lozannie?

Na pewno te trzy starty plus Memoriał Maniaka w Szczecinie. Generalnie planuję jeździć wszędzie, chcę dużo skakać w Polsce i teraz wszystko w rękach organizatorów zawodów.

Zawody w Lozannie odbędą się w centrum miasta. Pan lubi skakać poza stadionem?

Bardzo! To inny wymiar sportu, takie zawody dają mi jeszcze więcej radości. Ostatnio w Niemczech tyczkarze rywalizowali w kinie samochodowym, ja sam skakałem na molo w Sopocie i w centrum handlowym. Taki urok naszej konkurencji, że można ją organizować w nietypowych miejscach, a warunki rywalizacji nie odbiegają od tych stadionowych. Rozbieg i zeskok są certyfikowane, co pozwala na uznawanie rekordów.

Jesienią, kiedy urodziła się pana córka, szykował się pan do mistrzostw świata i był w trasie. Pandemia pozwoliła nadrobić stracony czas?

Wyciągnąłem z okresu zamknięcia tyle, ile się dało. Możliwość spędzenia czasu z rodziną była jednym z nielicznych plusów całej sytuacji. Fajnie, że mogłem obserwować, jak mała dorasta – to taki czas, kiedy zmiany widać z dnia na dzień! Nie nudziłem się w zamknięciu. Byłem kreatywny, pracowałem, przykręciłem cieknący kran. W przeszłości często czułem się w domu tak jak w hotelu. Teraz to się zmieni. Planuję mniej wyjazdów, chcę spędzić więcej czasu z najbliższymi. Kończę mieszkać w Spale, zaczynam w Szczecinie.

Lekkoatletyka
Ile kosztuje sprzęt do biegania? Jak i gdzie trenować? Odpowiedzi w Zakopanem
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Lekkoatletyka
Rebecca Cheptegei nie żyje. Olimpijka została podpalona żywcem
Lekkoatletyka
Armand Duplantis kontra Karsten Warholm. Pojedynek, jakiego nie było
Lekkoatletyka
„Biegowe 360 stopni” znów w Zakopanem. „Największa dawka wiedzy dla ludzi kochających bieganie”
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Lekkoatletyka
15. Festiwal Biegowy. Trzy dni rywalizacji i dobrej zabawy