Korespondencja z Budapesztu
Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka jest weteranką biegu rozstawnego, na sztafecie zjadła zęby, ale sama przyznaje, że takiej przygody na zmianie jeszcze nie przeżyła. Wracająca do sportu na najwyższym poziomie po długiej walce z kontuzjami mistrzyni Europy (2018) oraz wicemistrzyni świata (2019) odebrała pałeczkę na ostatniej zmianie od Kajetana Duszyńskiego, ale zamiast ruszyć do sprintu, najpierw musiała porwać się na ekwilibrystyczny skok nad przeszkodą, czyli koziołkującym jej pod nogami Niemcem Jeanem Paulem Bredau.
Czytaj więcej
Zaczynają się mistrzostwa świata, czyli największa sportowa impreza roku. Naszą szansą na medale jest rzut młotem.
To był koniec nadziei na pościg, bo choć Wyciszkiewicz-Zawadzka miała jeszcze przed sobą blisko 400 metrów, to metę minęła ostatnia. Filip Moterski, wydelegowany przez Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA) na mistrzostwa świata celem pilnowania kwestii technicznych, był jednak czujny, obejrzał powtórkę i złożył protest, wnioskując o dołączenie sztafety do stawki finału. Minęła godzina i dla biało-czerwonego miksta wyszło słońce.
Mistrzostwa świata. Szczęście Polaków, ból Femke Bol
Polacy przystąpili do finałowego biegu z pierwszego toru - ze sportową ambicją, ale bez medalowych marzeń, choć Tokio było dla nich złote. Karol Zalewski i Duszyński nie są dziś w olimpijskiej formie, a Wyciszkiewicz-Zawadzka oraz Marika Popowicz-Drapała - to specjalistka od krótkiego sprintu, doświadczenie w sztafecie dopiero zbiera - biegają znacznie wolniej niż koleżanki przed dwoma laty. Ograniczony potencjał sprawił, że w mikście w ogóle nie pobiegła liderka kadry Natalia Kaczmarek, która ma w Budapeszcie ważniejsze starty.